ad

W 1928 roku pabianicka Kasa Chorych zorganizowała pod Łaskiem pierwsze „kolonie dla słabowitych dzieci”. W zakładowym ośrodku wypoczynkowym firmy Krusche i Ender w Kolumnie (wartym 75 tysięcy zł) zakwaterowano dzieci fabrycznych urzędników. Dziewczęta i chłopcy spali w dwóch drewnianych willach w lesie. Ta ładniejsza nosiła nazwę „Otylia” - na cześć matki właściciela fabryki, Feliksa Kruschego. Każda willa przyjęła 35 kolonistów. Posiłki podawano w stołówce pod namiotem.

Kasa Chorych kupiła też spory plac (6.300 m kw.) przy willach, by budować pawilony kolonijne dla co najmniej 120 dzieci. W „Republice” z tego okresu przeczytamy: „W niedzielę odbędzie się uroczyste otwarcie koloni urzędniczej firmy Krusche i Ender w lesie-mieście Kolumna. Kolonia posiada własną świetlicę, bogato urządzoną. Na otwarcie zaproszono właścicieli firmy z prezesem Feliksem Kruschem na czele”.

Latem 1929 roku do Kolumny wysłano pierwszą grupę 164 dzieci robotników. Koloniści mieli od 4 do 14 lat.

Dołączono do nich 13 dzieci z rodzin rzemieślników i 6 z rodzin urzędników. Pod dozorem pielęgniarki kolonistów zważono i zmierzono. Do Kolumny pojechali w dwóch grupach, autobusem. „Na miejscu czekał smaczny obiad, czyściutko zasłane łóżeczka, wielkie stoły i czyste pokoje” – chwaliła prasa. „W ślad za dziećmi podążali członkowie zarządu Kasy Chorych: dyrektor i lekarz naczelny, aby sprawdzić, czy wszystko jest porządku. Dzieci zabawią 5 tygodni, potem zamienione zostaną przez 70 dziewcząt w wieku szkolnym”.

Sto lat temu wyjazd na kolonie letnie był marzeniem dzieci z ubogich rodzin. Rok później „Republika” pisała: „Na kolonie Kasy Chorych zgłoszono tak dużą ilość dzieci, że zarząd był zmuszony zorganizować we wrześniu trzeci komplet w liczbie 70 dzieci. W czasie miesięcznego pobytu w Kolumnie dzieciom przybywa na wadze przeciętnie po 3 kilogramy. Są wypadki, że 13-letniemu chłopcu w miesiąc przybyło 9 kg, a 12-letniej dziewczynce - 6 i pół kg. Trzecia grupa dzieci wyjeżdża na kolonie 1 września. W ten sposób z dobrodziejstw koloni letnich Kasy Chorych korzystać będzie 220 dzieci”.

W latach 30. do Kolumny przywożono też dziewczęta ze Śląska – córki działaczek Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet. Po turnusie śląskie panny zwiedzały Pabianice.

 

Z ruin odrodzony

Podczas okupacji w Kolumnie zakwaterowano rodziny żołnierzy Wehrmachtu, niemieckich urzędników i policjantów. Po drugiej wojnie światowej fabrykę Kruschego i Endera przejęło państwo, zmieniając nazwę firmy na Państwowe Zakładu Przemysłu Bawełnianego. Już rok później w ośrodku wypoczynkowym w Kolumnie rozpoczęły się prace remontowe i porządkowe. Ośrodek był zrujnowany, rozkradziony, brakowało niemal całego wyposażenia budynków.

„Głos Pabianic” z 5 lipca 1948 roku pisał: „Jeszcze 3 miesiące temu wszystkie budynki były całkowicie zniszczone. Nie przypuszczano wówczas, że prace restauracyjne będą trwać do końca lipca. Na terenie kolonii mieści się 7 budynków, w których 5 jest zajętych na sypialnie w 2 znajduje się kuchnia wyposażona w nowoczesne aparaty”.

Brygady remontowe PZPB uwijały się do późnej nocy. Dzięki temu latem 1948 roku dyrektor fabryki wysłał do Kolumny 1000 dzieci robotników.

Pojechało też sto dziewczynek i chłopców z Łodzi – pociech członków Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych.

„Głos Pabianic” informował: „W sobotę o godzinie 14.00 odbyło się uroczyste otwarcie kolonii letnich w Kolumnie. Po odśpiewaniu hymnu narodowego nastąpiły przemówienia obywatela Czarnowskiego, starosty Chorodeckiego i kierownika kolonii Sierosławskiego. Po części oficjalnej były występy, na które złożyły się pieśni i deklamacje dziewcząt przebywających na wypoczynku. Następnie zaproszeni Goście zostali oprowadzeni po terenie kolonii i pawilonach.

W drugiej części nowego budynku są umywalnie, natryski i ubikacje. Drugi budynek zajęty jest na jadalnie. Dzieci dostają dziennie 5 posiłków o łącznej wartości 2800 kalorii”. Tego dnia koloniści pałaszowali zupę pomidorową z makaronem krojonym na kolonijnej stolnicy i kotlety mielone z ziemniakami. Gdy kończył się drugi turnus „Głos Pabianic” triumfalnie donosił: „350 chłopcom w sierpniu – według słów lekarzy obozowych - przybyło przeciętnie po 2,4 kg. A to dzięki dobrej kuchni”.

           

Po trzy koce na kolonistę

Chętnych na kolonie letnie stale przybywało. 12 maja 1949 roku „Głos Pabianic” pisał: „W ramach Czynu Pierwszomajowego Wydział Socjalny PZPB zobowiązał się do przygotowania pomieszczeń na kolonie letnie w Kolumnie dla dzieci pracowników. Wybudowano nowy barak, a dawniejsze baraki zostały zaopatrzone w zbiorniki na wodę i umywalnie. Już w ubiegły poniedziałek wyjechało do Kolumny 247 dzieci w wieku przedszkolnym na miesiąc. Do gromady tej dołączy 60 dzieci z PZPB ze Zduńskiej Woli. Na kolonii zostaną zainstalowane huśtawki i zjeżdżalnie”.

Nazajutrz w gazecie ukazała się relacja z Kolumny:

„Na blisko 6-hektarowym obszarze lasu pabianickie PZPB zorganizowały kolonie letnie dla dzieci swych pracowników. Z kolonii korzystają obecnie dzieci w wieku przedszkolnym. W 6 budynkach znalazło pomieszczenie 269 dzieci, w tym 141 dziewczynek i 128 chłopców w wieku od lat 4 do 7. Stary sosnowy las rosnący na piaszczystej glebie stwarza doskonałe warunki zdrowotne.

Prócz domków mieszkalnych jest tu szereg budynków gospodarczych. Duży, wygodny barak, przeznaczono na jadalnię, gdzie spożywane są posiłki przygotowywane w obszernej, czystej i estetycznie urządzonej kuchni. Umywalnie i natryski posiadają ciepłą bieżącą wodę, w ambulatorium cały dzień dyżuruje higienistka. Lekarz odwiedza dzieci co drugi dzień. W sypialniach zwracają uwagę czyściutkie i wygodne łóżeczka. Każde dziecko ma do przykrycia się 3 ciepłe koce. Wychowawczynie śpią razem z dziećmi. Wszędzie dyżuruje obsługa nocna, bo zdarza się, iż dziecko budzi się w nocy.

Cały dzień, prócz obowiązkowego leżakowania i poobiedniego snu, jest wypełniony wycieczkami do lasu i masą zajęć, do których służą: huśtawki, zjeżdżalnie, łopatki, wiadereczka, piłki i inne zabawki. Na terenie kolonii umieszczone są głośniki, przez które nadawana jest muzyka i wygłaszane bajki.

Każdy posiłek oznajmiany jest na kolonii przy pomocy uderzeń w gong. Przed posiłkiem wszyscy spieszą do umywalni, ażeby umyć łapki i buzię, bo do jedzenia - każdy to wie - trzeba usiąść czystym. Dzieci dostają posiłki cztery razy dziennie: na śniadanie mleko, kakao, chleb lub bułki z masłem, obiad składa się z trzech dań. 6-letnia Danusia Maciszewska z 4-letnią siostrzyczką Wandzią tłumaczą zawzięcie, że one zostaną tu na zawsze. - Mamusia może przyjechać, pokażę jej ładne kwiatki - dodaje rezolutnie Wandzia. Również Małgosia Dąbrowska, Wiesia Raźniewska, Leszek Doniec, Ninka Leonard z ul. Barucha i Basia Marczak z ul. Sienkiewicza wyrażają gotowość zostania na koloniach już na stałe. Wesoło i radośnie spędzają w Kolumnie czas dzieci robotników. Zdrowe i uśmiechnięte powrócą potem do swych domów i do swych rodziców”.

Od 1950 roku ośrodek w Kolumnie przyjmował 4 turnusy dzieciaków, trwające od maja do końca września. Aby zmieścić jeszcze więcej dzieci, dostawiono wojskowe namioty z demobilu. Z czasem do Kolumny przywożono także dzieci robotników z Moszczenicy, Zgierza, Warszawy oraz sieroty z Porszewic.

 

Dorosłe brudasy!

Nie wszystko w Kolumnie było cacy. W połowie lipcowego turnusu „Głos Robotniczy” z 1950 roku wydrukował demaskatorski list mamusi jednego z kolonistów - obywatelki J. Kurzawy, tkaczki z PZPB. Robotnica Kurzawa skarżyła się: „Niedawno odwiedziłam syna przebywającego na kolonii w Kolumnie. Zauważyłam, że wszystkie dzieci bawią się tu wesoło, bije z nich wielka radość, a co najważniejsze, panuje tu wzorowy ład, czystość na każdym kroku. Obok budynków i namiotów, dzieci sporządziły z piasku, szyszek oraz mchu piękne emblematy i napisy, miedzy innymi napis: MŁODZIEŻ WALCZY O TRWAŁY POKÓJ. Dzieci podjęły współzawodnictwo w pracy społecznej. Każda grupa stara się osiągnąć jak najlepsze wyniki utrzymaniu czystości na terenie kolonii. Dzieci pozbierały wszystkie papierki i potłuczone butelki w lesie i zakopały je. Z lasu znikły wszelkie śmieci.

Wieczorem urządzono wielkie ognisko, na którym byli również rodzice z Łodzi. Ognisko skończyło się około godziny 18. Rodzice zaczęli stopniowo odjeżdżać do swych domów. Około 20.30 las opustoszał. Idę i ja, odprowadzając synka do pensjonatu i oczom swym nie wierzę. W lesie co kilka kroków widzę porozrzucane przez rodziców zatłuszczone papiery, skorupki od jaj, butelki, a nawet łebki od wędzonych śledzi. Myślę, że rodzice niezbyt dobry przykład dali swym dzieciom”.

Niedługo potem „Dziennik Łódzki” powiadomił, że las w Kolumnie wysprzątano i że wszędzie panuje wzorowy porządek.

„Dzieci mieszkają w schludnych domkach rozrzuconych wśród pięknego sosnowego lasu” – pisał „Dziennik”. Każdy domek ma swoją nazwę: Pod Grzybkiem, Pod Krasnoludkiem, Jaś i Małgosia, Sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Tomcio Paluch. Jest też świetlica, w której pracuje kolonijna sekcja zdobnicza, literacko-redakcyjna, mająca pod opieką gazetkę ścienną oraz kronikę, a także sekcja imprezowa, higieniczno-porządkowa i samokształceniowa. Ale najchętniej dzieci przebywają na boisku sportowym, które same urządziły, a także nad wodą”.

 

„Raj dziecięcy”

Dwanaście lat później pabianickie kolonie w Kolumnie stały się ośrodkiem wzorcowym. „Już po jednodniowym pobycie w pełni sezonu ma się ochotę nazwać to miejsce KOLUMNĄ - RAJEM. Rajem dziecięcym” – 24 lipca 1962 roku piał z zachwytu  „Dziennik Łódzki”. „Na mapie Kolumny jest bowiem kilka punktów, które niepodzielnie należą latem do najmłodszych obywateli. Największe z nich to ośrodek PZPB im. Rewolucji 1905 roku w Pabianicach. Spędza w nim wczasy 402 dzieci włókniarzy. W wybudowanej dwa lata temu nowoczesnej stołówce w pół godziny cała kolonia może spożyć posiłek. A kuchnia? Z przeprowadzonej w gromadce dzieci błyskawicznej ankiety wynika, że jest NA MEDAL. Specjalność kuchni to znakomita botwinka oraz smakowita pasta jajeczna.

Kierownictwo kolonii poszło w tym roku na eksperyment. Dzieciom pozostawiono większą swobodę. Trzy razy dziennie spędzają czas według własnych upodobań. Największą popularnością cieszy się plażowanie nad rzeką”.

Kolonie letnie w Kolumnie skończyły się wraz z upadkiem PZPB Pamotex.