Przed sezonem nasze koszykarki ciężko trenowały m.in. podczas obozu w Gołdapi oraz na wyjazdach w Jugosławii i Rumunii. Szkoleniowiec nie mógł skorzystać ze wszystkich najlepszych zawodniczek – w reprezentacji Polski grały Małgorzaty: Gliszczyńska i Urbankowska.
Siedem kolejnych zwycięstw
Pabianiczanki rozpoczęły sezon od… czterech wyjazdów, z których przywiozły komplet zwycięstw. Pod koszem padły Spójnia Gdańsk, Stal Brzeg, AZS Katowice i ROW Rybnik. W tym ostatnim meczu włókniarki rzuciły aż 106 punktów, z czego 38 miała na koncie Urbankowska. Pierwszy mecz przed własną publicznością z miejsca stał się hitem, bowiem rywalem była mistrzowska Ślęza Wrocław. Nasze nie dały szans mistrzyniom, wygrywając 78:59. Nie do zatrzymania była Gliszczyńska, zdobywczyni 28 punktów. Kolejnego dnia w Pabianicach wysoko przegrał poznański Lech.
Tydzień później hala przy Marchlewskiego znów pękała w szwach, bowiem były derby z ŁKS-em. Pierwsze minuty były zacięte i wyrównane (19:19), ale gdy nasze wrzuciły piąty bieg, łodzianki mogły tylko bezradnie patrzeć jak piłka wpada do ich kosza. Nie przeszkodził im fakt, że za pięć przewinień z boiska „spadła” Wiesława Piotrkiewicz. Brakujące do „setki” punkty rzuciła Izabela Piesik, dzięki czemu wygraliśmy 100:71.
Po siedmiu zwycięstwach z rzędu przyszły niespodziewane porażki w Lublinie ze Startem i w Krakowie z Wisłą. W tym drugim meczu nasze gwiazdy Gliszczyńska i Urbankowska po pierwszej połowie miały ledwie po jednym celnym rzucie. Jeśli po tych wpadkach w naszych była wielka sportowa złość, to z pewnością wyzwoliły ją na koniec pierwszej rundy, gromiąc AZS Poznań 103:57 i wygrywając z Olimpią Poznań 75:57.
Ech, ta Wisła…
Czwartą „setkę” podopieczne Langierowicza rzuciły Stali Brzeg (101:65) na rozpoczęcie drugiej rundy. W Pabianicach padały kolejne zespoły, a na parkiecie szansę dostawały juniorki Anna Berner i Monika Kamińska. Jednak to nie one napędzały zwycięstwa. Na parkietach rządziła czwórka Gliszczyńska – Urbankowska – Piotrkiewicz – Marzena Seroka, wspierana przez doświadczoną Mariolę Szymańską.
Pabianiczanki dokonywały rzeczy historycznych, takich jak zwycięstwo na parkiecie mistrzyń Polski we Wrocławiu 68:67, gdzie decydujące punkty rzuciła Gliszczyńska po akcji Urbankowskiej.
Po zaciętej walce po raz drugi w sezonie ograliśmy ŁKS, tym razem w Łodzi (73:65), ale przed własną publicznością po raz drugi w sezonie musieliśmy uznać wyższość Wisły. Co prawda udało nam się wyłączyć z gry wybitną snajperkę Annę Jelonek, ale Wisła miała w swoim zespole dużo więcej świetnych zawodniczek. Zwycięstwo Wisły 73:70 było w dużej mierze zasługą świetnej gry Elżbiety Całej, Grażyny Seweryn i Marty Starowicz, które w końcówce wykorzystały swoje wielkie doświadczenie.
Do końca rundy zasadniczej Włókniarz już nie przegrał. Nasze wygrały ze Startem Lublin, z poznańskim Lechem znów były bliskie przełamania bariery stu punktów (94:67), a triumf z Olimpią był popisem wspomnianego już kwartetu Gliszczyńska – Urbankowska – Piotrkiewicz – Seroka, które podzieliły między sobą 79 zdobytych punktów.
Sylwester nad fiordami
31 grudnia 1987 roku koszykarki wyjechały do Norwegii, gdzie rozegrały trzy zwycięskie mecze z czołowymi drużynami z Norwegii, a w drodze powrotnej zmierzyły się z silną Arviką Sztokholm, ulegając 62:66. Przerwę w rozrywkach trener Langierowicz wykorzystał także na grę z najlepszymi polskimi drużynami w Krakowie. Turniej był wybitnie towarzyski, jednak nie brakowało gry na poważnie. Zakończyliśmy go z dwoma zwycięstwami i trzema porażkami na koncie. Na otarcie łez tytuł najlepszej zawodniczki przypadł Urbankowskiej.
Pierwszy mecz fazy play-off włókniarki rozegrały w Poznaniu z Lechem. W szeregach poznanianek nie do zatrzymania była Elżbieta Barańska, która rzuciła nam aż 33 punkty. Lech przewyższał nas pod względem wzrostu i siły. W rewanżowych meczach (grano do dwóch zwycięstw) przed własną publicznością podopieczne Langierowicza zaprezentowały wielką siłę, dwukrotnie pokonując Lecha – 92:70 i 80:51. Na parkiecie błyszczała Urbankowska, która w dwóch spotkaniach rzuciła aż 62 punkty.
Szymańska jak Bruce Lee
W półfinałach Włókniarzowi znów przyszło zmierzyć się z drużyną z Poznania. Olimpia wyrzuciła z gry o medale ŁKS Łódź. „To było wejście smoka” – tak zatytułowało relację z pierwszego meczu „Życie Pabianic”. Zanim jednak nasze potraktowały Olimpię tak jak Bruce Lee, punktowali nas… sędziowie. Po ośmiu minutach cztery faule na koncie miała Urbankowska, zaś w 11. minucie trzecie przewinienie „zarobiła” Gliszczyńska. Tytułowe wejście smoka zaliczyła Barbara Szymańska, która zmieniła Urbankowską. Jej pierwsze cztery rzuty z półdystansu wylądowały w poznańskim koszu. Ciężar gry wzięły na siebie zawodniczki z drugiego planu: Piotrkiewicz i Seroka. Na boisku działo się jednak źle, bowiem za pięć przewinień musiały zejść Urbankowska i Piotrkiewicz. I wtedy wielką klasę pokazała Gliszczyńska, która panowała na parkiecie, chowając do kieszeni poznańskie gwiazdy: Iwonę Jabłońską, Renatę Langosz i Małgorzatę Kubiak.
Rewanż w Pabianicach był pechowy dla trenera Olimpii, Piotra Langosza, który tak żarliwie protestował przeciwko sędziowskim decyzjom, że… musiał opuścić halę. Włókniarki już na początku zyskały dużą przewagę (15 punktów po kwadransie) i do końca kontrolowały przebieg spotkania. Na wyróżnienie zasłużyły rozgrywające Seroka (19 pkt) i M. Szymańska (14 pkt).
Finał marzeń? Jeszcze nie…
27 lutego 1988 roku hala przy ulicy Marchlewskiego pękała w szwach. Pierwszy raz w historii pabianickiego basketu graliśmy o tytuł mistrzyń Polski. Pierwsza połowa była niezwykle zacięta. W obronie świetnie radziły sobie Urbankowska, która kryła Jelonek i Seroka, która świetnie radziła sobie z Seweryn. Najlepsza snajperka ligi (Jelonek) w ciągu 20 minut ledwie trzy razy celnie rzuciła do kosza. Urbankowska i Seroka nie tylko znakomicie broniły, ale i rzucały do kosza. Na siedem minut przed końcem po serii rzutów Urbankowskiej, Gliszczyńskiej i Piotrkiewicz było już 69:52 dla Włókniarza.
Tego meczu nie można było przegrać – zwyciężyliśmy 80:70.
Rewanż graliśmy w jaskini lwa. Wisła pod wodzą trenera kadry Ludwika Miętty w pierwszym spotkaniu grała dużo skuteczniej niż w Pabianicach. Naszym z kolei drżały ręce, w żadnym innym spotkaniu sezonu nie popełniliśmy tylu błędów i niewymuszonych strat. Efekt? 75:63 dla Wisły.
Trzeci mecz także grano w Krakowie. W pierwszej połowie włókniarki niewiele ustępowały rywalkom. Nie najlepiej czuła się Gliszczyńska, a pod koniec pierwszej kwarty cztery faule miała na koncie Urbankowska. Grę naszych ciągnęła Mariola Szymańska, do spółki z Piotrkiewicz. Na 10 minut przed końcem Wisła prowadziła tylko 46:42. Jednak z boiska za pięć przewinień zeszła rozgrywająca jeden z najsłabszych meczów w I lidze Gliszczyńska (łącznie rzuciła tylko cztery punkty), a luki po niej nie wypełniły B. Szymańska i Dorota Przybyła. Doświadczone wiślaczki nie pozwoliły sobie wydrzeć zwycięstwa. Wygrały 67:61, sięgając po 17. mistrzostwo, a Włókniarz po pierwsze wicemistrzostwo Polski w historii.
Wicemistrzostwo Polski w 1988 roku zdobyły: Małgorzata Gliszczyńska (677 pkt), Małgorzata Urbankowska (673 pkt), Marzena Seroka (363 pkt), Wiesława Piotrkiewicz (349 pkt), Mariola Szymańska (137 pkt), Izabela Piesik (78 pkt), Elżbieta Kukieła (76 pkt), Barbara Szymańska (57 pkt), Dorota Przybyła (24 pkt), Monika Kamińska (11 pkt), Anna Berner (8 pkt), Dorota Szymczak (2 pkt), Agata Olczyk, Małgorzata Biskupska, Beata Ulcyfer.
Komentarze do artykułu: Koszykarki: pierwszy finał Włókniarza
Nasi internauci napisali 0 komentarzy