29 lat temu jesienią Bogumiła Matusiak pierwszy raz wystartowała w wyścigu rowerowym. Czy było warto? Chyba tak, bo zaliczyła około 150 zwycięstw, ma 25 złotych medali z mistrzostw Polski i ścigała się na olimpiadzie
 
Masz kilka półek z pucharami i nagrodami. Tych tytułów nikt ci nie odbierze, ale pieniędzy wielkich nie zarobiłaś?
- O pieniądzach wolałabym nie rozmawiać. Nie żałuję tych lat. Mam piękne wspomnienia. Miło, jak ludzie poznają mnie na ulicy i gratulują. Pytają o czasy kolarskie.
 
Miałaś ciekawe życie.
- Miałam dwa życia. Jedno to kolarstwo, a drugie to życie po kolarstwie (śmiech). 
 
2009 rok był przełomowy.
- To był straszny rok. Moje życie się diametralnie zmieniło. W wypadku zginął mój trener Marek Wojna i partner życiowy. Nie wiedziałam, jak mam dalej trenować, jak sobie poradzić. Dla niego liczyły się tylko starty i treningi. Wszystko on planował. Gdy mówiłam, że chcę iść na studia, to mówił, że owszem pójdę, ale gdy przestanę się ścigać.
 
I przestałaś się ścigać?
- Tak, po odejściu Marka wszystko uległo zmianie. Miałam skończone tylko liceum ogólnokształcące. Musiałam coś zrobić ze swoim życiem zawodowym. Rozpoczęłam studia na wydziale socjologii na WSHE w Pabianicach, a tytuł magistra obroniłam na Uniwersytecie Łódzkim. Miałam wtedy 38 lat.
 
Dałaś radę.
- Nie było prosto, bo nie miałam pieniędzy na życie. Przez rok pracowałam w bardzo trudnych warunkach. Niskie uposażenie, praca bez ubezpieczenia i to co najbardziej bolało - brak szacunku ze strony pracodawcy. Ale zawsze, gdy było mi źle, przypominałam sobie, że przecież jako jedyna Polka przejechałam Tour de France. I to sześć razy. To i tym razem dam radę. I dałam radę.
 
Ciężko przejechać kobiecie Tour de France?
- To były dwa tygodnie ścigania dzień w dzień po górach. Bardzo wyczerpujący 14-etatowy wyścig. Przejechałam go sześć razy. Jeden etap wygrałam. Żadna z polskich kolarek nigdy mnie nie pokonała. Nie jeździłam z polskimi zespołami, bo takich wtedy nie było. Ścigałam się w ekipie włoskiej, szwajcarskiej, słowackiej i węgierskiej.
 
Byłaś najlepszą kolarką w Polsce przez 25 lat. Czy to siła mięśni czy siła umysłu pozwalała ci wygrywać?
- Na pewno byłam silna fizycznie i bardzo wytrwała. Ale szokiem dla mnie było przygotowanie kolarzy z Zachodu. Mieli specjalne diety, opiekę medyczną, psychologa i lepszy sprzęt. Mówiłam, że my bawimy się w kolarstwo, a oni uprawiają zawodowstwo.
 
Nie ma co narzekać, bo zjechałaś z rowerem kawał świata.
- Nigdy nie narzekam. Ścigałam się w Czechach, Słowacji, Niemczech, we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Francji, w Kanadzie, Kolumbii. Do Aten pojechałam na olimpiadę.
 
Nie poszło ci na tej olimpiadzie.
- W sumie miałam jechać na trzy, ale z dwóch (Seul i Barcelona) wycofano kolarstwo kobiet. Nie miałam doświadczenia startu na takich zawodach. Nie miałam lekarza, który monitorowałby mój stan zdrowia. W Atenach chciałam zbyt dużo. Marzyłam o medalu, jednak nie udało się.
 
Pierwsze zawody?
- Miałam 16 lat. Reprezentowałam klub wiejski LKS Pawlikowiczanka. Udało się wywalczyć dla niego sporo tytułów.
 
Gdyby jeszcze raz trzeba było dokonać wyboru?
- Dziś byłoby łatwiej. Prawdopodobnie byłabym w zagranicznym klubie i bardzo dobrze bym zarabiała. Ale te 25 lat temu były trochę inne realia.
 
Nie miałaś propozycji wyjazdu? 
- Miałam propozycję dołączenia do włoskiej ekipy. Mogłam w każdej chwili spakować się i zacząć startować w innych barwach narodowych. Ale moja córka miała wtedy 2 lata, ja byłam związana z Polską, Pabianicami.
 
Zasługi dla miasta i kraju nie otworzyły przed Tobą drzwi do życia po kolarstwie. Ci, którzy jeszcze niedawno gratulowali i pozowali do zdjęć, nie widzieli powodu, dla którego powinni cię zatrudnić.
- Niczego nie żałuję, bo przeżyłam coś bardzo fajnego. Dziś wiem, że w złych chwilach trafiałam na dobrych ludzi napotykanych po drodze. To jest w życiu najważniejsze. To oni wyciągnęli do mnie rękę. Mam dziś pracę.
 
Ścigasz się jeszcze?
- Nadal kręcę na rowerze. Jeżdżę w łódzkiej grupie Masters. W tym roku zdobyłam medal mistrzostw Polski z Katarzyną Pernal. Jeżdżę też nocami i wieczorami z pabianickimi grupami amatorów.
 
 
Bogusia Matusiak zdobyła 25 tytułów mistrzyni Polski. Na koncie ma około 150 wygranych wyścigów, etapowe zwycięstwo w kobiecym Tour de France (1999). Jest najbardziej doświadczoną zawodniczką w polskim peletonie kobiecym. W 2004 roku reprezentowała Polskę na olimpiadzie w Atenach. Była 15 lat w kadrze narodowej. W 2003 roku została wybrana najlepszą kolarką szosową Polski. Podczas kolarskiej gali w warszawskim Grand Hotelu Bogusia dostała też złotą odznakę PZKol za najwybitniejsze osiągnięcia w historii polskiego kolarstwa kobiecego. 
 
Liczby:
3.200 kilometrów przejeżdżała miesięcznie
100 kilometrów dziennie
6 razy wystartowała w Tour de France
2 razy jechała w Giro d'Italia
2 razy wygrała Tour de Pologne