– Przed zawodami odgrażałem się znajomym, że jadę po miejsce na „pudle”, ale to było raczej w formie żartów – mówi mistrz. – Choć w tym roku na krajowych zawodach zgarnąłem srebro i dwa brązowe medale.
Darek „wykręcał” formę startową przez 10 długich tygodni, okupionych wyrzeczeniami i ciężką pracą w siłowni.
– To było wykańczające. Odwadnianie, nawadnianie, odpowiednio bilansowane posiłki, między nimi treningi – wymienia.
Od lipca 2021 roku jest pod czujnym okiem Anny Angelloni – Wójcik, utytułowanej kulturystki z Lublina.
– Ania systematycznie sprawdza, czy nie podjadam między posiłkami – mówi żartobliwie Darek. – Rozpisuje mi ćwiczenia, mówi, co i kiedy muszę zmienić. Zanim zaczęliśmy współpracę, po prostu ćwiczyłem. Miałem podstawową wiedzę, ale potrzebowałem fachowego oka. Wiedziałem, że wyglądam przyzwoicie, ale nie była to forma na zawody.
Szczęśliwa trzynastka
Po ośmiu miesiącach współpracy z trenerką wystąpił w debiutach na łódzkich zawodach, gdzie zajął wysokie, 4. miejsce. Kolejne zawody, które odbyły się 21 czerwca w Warszawie, przyniosły srebro w Bodybuilding Classic w kategorii 172–179 cm i brąz w Bodybuilding w kategorii 80+ do 179 cm.
– Te wyniki były dla mnie ogromnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że nie wiedziałem, czego się spodziewać, jak prawidłowo pozować, nie czułem się pewnie z formą. Wszyscy obok byli więksi ode mnie – opowiada Darek.
Zaledwie tydzień później wystartował w zawodach kultur ystycznych w Siedlcach, gdzie zajął trzecie miejsce. Gdy z ust trenerki padła propozycja startu w zawodach w Niemczech, zawahał się.
– Dwa dni myślałem nad tym, bo daleko, bo drogie paliwo… Szkoda było jednak formy turniejowej, którą trzymałem przez tyle tygodni. Do tego byłem na tyle rozochocony wcześniejszymi wynikami, że postanowiłem pojechać – mówi pabianiczanin.
Decyzja o starcie okazała się strzałem w „dziesiątkę”. Darek nie miał sobie równych w kategorii do 85 kilogramów.
– Nie wiedziałem, co się dzieje. Uroniłem nawet łzy szczęścia. Pojechałem tam po to, by się sprawdzić, a tu taki szok – wspomina.
Pabianiczanin występuje na zawodach z numerem 13. Jedni uważają go za zły omen, tymczasem…
– Tych trzynastek jest sporo w moim życiu, więc uznałem ją za szczęśliwą liczbę. Mieszkałem przy ul. Łąkowej pod „trzynastką”, chodziłem do Szkoły Podstawowej numer 13, w moim nazwisku jest trzynaście liter, a mój najmłodszy syn urodził się w piątek trzynastego 2013 roku – wymienia mistrz.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Dariusz Banaszkiewicz ze sportem związany jest od dziecka. Od roku życia kopał piłkę we Włókniarzu, ramię w ramię z Marcinem Komorowskim, późniejszym reprezentantem drużyny narodowej. Był też zawodnikiem klubu PTC.
– Sport cały czas był obecny w moim życiu. Kiedy miałem 18 lat, siłownią zaraził mnie mój starszy brat, ale ćwiczyłem zupełnie amatorsko – wspomina.
Dorosłe życie i związane z nim codzienne obowiązki odsunęły dbanie o kondycję fizyczną na dalszy plan. Do tego Darka pochłonęła budowa domu.
– Zaniedbałem się wtedy bardzo. W 2015 roku ważyłem 105 kilo. Wyglądałem fatalnie, ale nie to było najgorsze zwierza się Dariusz. – Przez kiepskie jedzenie, życie w biegu i palenie papierosów męczyły mnie problemy zdrowotne, m.in. nadciśnienie. Miałem 30 lat. Pomyślałem, że jeśli teraz czegoś nie zmienię, z biegiem czasu będzie coraz gorzej.
Pabianiczanin wykupił karnet na siłownię i ćwiczył w niej regularnie, trzy razy w tygodniu.
– Na początku chciałem się po prostu poruszać, zgubić zbędne kilogramy. Diety jakoś specjalnie nie trzymałem, ale widać było progres – wspomina.
Minęły dwa lata. Waga leciała w dół, a na horyzoncie pojawiły się kolejne cele.
– Pomyślałem, że skoro schudłem, ile chciałem, to może zrobię formę „na plażę”, żeby było widać „sześciopak”. O pomoc poprosiłem wtedy kolegę, któr y star tował w zawodach sylwetkowych. Rozpisał mi dietę i poradził, jak ćwiczyć. I to zaskoczyło.
Darek przez kolejne dwa lata liczył skrupulatnie kalorie i ważył produkty.
– Byłem strasznie zafiksowany na tym punkcie. Oczywiście miałem gorsze momenty. Starałem się unikać wypadów na piwo ze znajomymi, nie przebywałem w towarzystwie palaczy, bo papierosy próbowałem rzucić kilkakrotnie – mówi.
Masa wyrzeczeń i samodyscyplina sprawiły, że waga Darka zjechała do 73 kilogramów (przy wzroście 178 cm).
– Znajomi mówili mi, że przesadziłem. Niektórzy myśleli, że mam nowotwór. Ja natomiast czułem się świetnie, bo widać było każdy mięsień. Wtedy właśnie stwierdziłem, że jednak mam predyspozycje do tego sportu – stwierdza kulturysta.
Dzień z życia mistrza
Zwykły cykl treningowy Darka zakłada ćwiczenia 5 razy w tygodniu po 1,5 do 2 godzin. Przed zawodami to istna harówka – nawet trzy treningi dziennie. Budzik pabianiczanina dzwoni wówczas codziennie o godzinie 5.00. O 6.00 odmeldowuje się w siłowni, gdzie robi godzinne cardio na orbitreku lub rowerze stacjonarnym. W pracy stawia się na 9.00 i do 11.30 „ogarnia” obowiązki służbowe. Na siłownię wraca około 13.30, by zrobić trening siłowy (ze sztangami i hantlami). Między 15.30 a 16.00 wraca do firmy. Po pracy poświęca czas najbliższym.
– Jak tylko pogoda na to pozwala, wsiadam z synem na rower, który przy okazji zaliczam jako trzeci trening. Wolne od ćwiczeń robię sobie w niedzielę i wykorzystuję ten czas na regenerację.
Jak wygląda menu siłacza?
– Nie jestem typowym kulturystą, na talerzu którego ląduje w kółko ryż i kurczak. W mojej kuchni nie ma monotonii. Robię np. szakszuki czy burgery z mięsem indyka. Jest dużo warzyw, produktów pełnoziarnistych i zdrowych tłuszczów. Staram się, żeby posiłki były zbilansowane, a efekt można jak widać uzyskać wymierny – podkreśla sportowiec.
Menu zmienia się, gdy 38–latek przygotowuje się do startu w zawodach. Wtedy je głównie drobiowe mięso i ryby, sałaty, pomidory i do woli ogórki kiszone oraz kiszoną kapustę.
– Niejednokrotnie siedziałem z najmłodszym synem w McDonaldzie i tylko patrzyłem, jak zajada się frytkami czy hamburgerem. Wtedy zwykle się śmiał i słyszałem: ale tata, przecież ty chcesz mieć mięśnie! – wspomina z uśmiechem nasz mistrz.
Dariusz Banaszkiewicz na co dzień prowadzi firmę budowlaną Dark–Roll specjalizującą się w produkcji i montażu okien, rolet, zadaszeń i drzwi. Zdobył też certyfikat żywienia oraz technik i metodyki treningu, dzięki któremu może przekazywać swoją wiedzę innym. Jego facebookowy profil możecie śledzić TUTAJ. Spełnia się też jako ojciec. Jak godzi te obowiązki z pasją?
– To jest kwestia poukładania sobie życia. Staram się marnować jak najmniej czasu – odpowiada. – Nie pamiętam, kiedy oglądałem telewizję. Prasę czytam wybiórczo. Dwie godziny bezproduktywnego siedzenia na kanapie wykorzystuję na przykład na przygotowywanie posiłków, czytanie książek, poradników lub spędzenie aktywnie czasu z dziećmi i znajomymi.
Komentarze do artykułu: Mistrz Europy znad Dobrzynki
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2022-07-16 19:41:29