"Policjanci z sekcji do spraw przestępstw gospodarczych zatrzymali pięcioro Ormian przebywających w naszym kraju nielegalnie. Trzech mężczyzn i dwie kobiety handlowali na rynku przy ul. Moniuszki. Ormianie zostali przewiezieni do aresztu deportacyjnego". Tyle suchy komunikat pabianickiej policji.
Wśród zatrzymanych jest 34-letnia Monika Wardanian, matka trojga dzieci. Przewieziono ją do ośrodka dla deportowanych pod Toruniem. Dzieci Ormianki: 8-letnią córkę i dwóch synów w wieku 12 i 14 lat zamknięto w Izbie Dziecka przy ul. Sejmowej. Wszyscy muszą wyjechać z Polski. Będą wywiezieni.
Na pomoc
- To bardzo porządni, uczciwi i pracowici ludzie - mówi o ormiańskiej rodzinie Mariusz Kuliberda, sąsiad i przyjaciel Ormian.
- Znam ich od lat. Ze świecą szukać takich przyjaciół i uczynnych ludzi.
- W ciągu jednego dnia zebraliśmy ponad pięćset podpisów pod petycją o wstrzymaniu deportacji matki i dzieci - mówi Joanna Michalska-Szmytke z Koła Ligi Kobiet Polskich. - Czynimy starania o to, by wojewoda zweryfikował swoją decyzję.
O "łaskę" dla Ormian zabiega Anita Błochowiak - posłanka z Pabianic. Wysłała wojewodzie interpelację poselską. Chce, by wojewoda cofnął wniosek o wydalenie z kraju Moniki Wardanian i jej dzieci.
Za chlebem
Ormiańska rodzina jest w naszym kraju od prawie dziesięciu lat. Najpierw z Erewania przyjechał Benek Jegiazarian - mąż Moniki. Benek jest krawcem. Jego żona też szyje, ale w ojczyźnie nie mogli się z tego utrzymać.
- Próbowałem zarobić handlując - wspomina. - Byłem w Szczytnie, potem w Łodzi, na koniec trafiłem do Pabianic. Tu spotkałem życzliwych ludzi i zostałem.
Gdy Benek znalazł mieszkanie, sprowadził żonę i dwóch synów. Przez półtora roku mieszkali w Polsce legalnie. Mieli status uchodźców. Potem starali się o zezwolenie na pobyt stały. Ale dostali odmowę. Odwoływali się.
W końcu ich dokumenty zaginęły w łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Do tej pory nie wiadomo, w którym biurku leżą.
Przez prawie 10 lat Ormianie wrośli w Pabianice, pracują na rynku. Ich dzieci chodzą do naszych szkół. W Pabianicach urodziło się najmłodsze dziecko - Monika. 14-letni syn Dzanibek chodzi już do Gimnazjum nr 1, 12-letni Dzonika i 8-letnia Monika - do Szkoły Podstawowej nr 14.
Zemsta na rynku
Kłopoty Ormian zaczęły się od kłótni we wtorek 17 września na rynku przy ul. Moniuszki. Wybuchła tam polsko-ormiańska awantura o źle zaparkowane samochody. Jedna z Polek obiecała wtedy Ormianom: "Ja was urządzę!".
W piątek na ryneczku zjawili się policjanci. Wylegitymowali handlujących Ormian.
- Odszedłem na chwilę od stoiska - wspomina Benek Jegiazarian, mąż zatrzymanej Ormianki. - Kiedy wróciłem, zabierali żonę. Mnie nawet nie spytali o dokumenty. Prosiłem policjantów, by wzięli mnie zamiast Moniki. Mówiłem, że mamy dzieci. Nie chcieli słuchać.
Ormian: trzech mężczyzn i dwie kobiety, policja zabrała do komendy przy ul. Żeromskiego.
- Przez dwa dni żona siedziała za kratami. Nic nie jadła. Nie miała odzieży na zmianę - mówi Benek.
24 września Ormianie stanęli przed Sądem Rejonowym w Pabianicach. Zapadł wyrok o deportacji. Sąd wydał też postanowienie o umieszczeniu dzieci Moniki Wardanian w Izbie Dziecka.
- Żona zemdlała w sądzie, gdy to usłyszała - wspomina Benek.
Ormiankę przewieziono do szpitala, gdzie dostała zastrzyki na wzmocnienie.
Z Pabianic Monika Wardanian pojechała radiowozem do ośrodka deportacyjnego pod Toruniem. Przez 9 miesięcy będzie czekać na wyjazd z Polski. Jej dzieci na deportację czekają w Izbie Dziecka.
Krzywda dzieci
Dzanibeka, Dzonika i Monikę ojciec zabrał ze szkoły. Towarzyszyli mu policjanci. Ormianin prosił mundurowych, by nie wchodzili do klas. Zgodzili się.
- Bałem się, że będą przerażone, kiedy zobaczą obcych - tłumaczy ojciec.
Benek wywoływał dzieci z lekcji i oddawał je w ręce policjantów. Radiowozem zawieziono je na Sejmową.
Dzieci są razem - w pokoju z zakratowanymi oknami. Śpią w pokoju na parterze. Mają telewizor i gry komputerowe. Posiłki jedzą w stołówce. Nie chodzą do szkoły.
- Przez pierwszy tydzień była to dla nich nowość - mówi Joanna Ziółkowska, kierowniczka Izby przy ul. Sejmowej. - Teraz zaczynają tęsknić.
Najbardziej mała Monika, która wieczorami popłakuje za mamą. Codziennie jest u nich ojciec. Benek przynosi ormiańskie jedzenie, bo córka i synowie przywykli do takiej kuchni.
- Nie mogę mu zabronić widywać się z dziećmi - mówi kierowniczka Izby.
- One niczemu nie zawiniły, a cierpią najbardziej. Zwykle tak jest, że za błędy dorosłych płacą dzieci.
Komentarze do artykułu: Zabrali im dzieci
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2009-09-10 17:46:16
Czy ktos moze zna dalsze losy tej rodziny?