Skuty lodem biegun północny Piotr Wieczorek zna lepiej niż przedmieścia Pabianic. Maszerował po Spitsbergenie, opłynął Morze Barentsa, Zatokę Botnicką i ujścia rzek na Syberii. Jest badaczem mórz i oceanów. Pracuje w Instytucie Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.
Śląsk na Spitsbergenie
– O oceanografii przeczytałem w informatorze dla kandydatów na studia wyższe. A ponieważ zawsze chciałem mieszkać nad morzem, bez wahania wybrałem ten kierunek – wspomina Wieczorek.
Na Spitsbergen zagubiony w wiecznych lodach Piotr popłynął już jako student Wydziału Biologii, Geografii i Oceanologii Uniwersytetu Gdańskiego. Badał prądy morskie.
Spitsbergen to największa z wysp archipelagu Svalbard (północna Norwegia). Leży po jego zachodniej stronie. Choć od bieguna północnego dzieli go „rzut kamieniem”, klimat ma łagodniejszy niż w Arktyce. To dlatego, że z zachodu wyspę opływa ciepły prąd zachodniospitsbergeński.
– Latem wybrzeże Spitsbergenu jest szare i ponure. Gdy chmury są nisko i nie widać szczytów, panorama przypomina nasz Śląsk – opowiada Wieczorek.
Groźna Arktyka z wiecznymi lodami i morderczym mrozem, leży po wschodniej stronie wyspy.
– Poraża ogromem i bezmiarem – zachwyca się Piotr.
Uwaga! MIsiek
Poznawanie Spitsbergenu bywa niebezpieczne. Drogi są tam jedynie w pobliżu miasteczek. Skuterami śnieżnymi można jeździć tylko zimą i wiosną. Latem na wyprawy badawcze wyrusza się łodzią, helikopterem albo... pieszo. Na wędrowców czyha mnóstwo pułapek.
– Niebezpieczne są zmiany pogody i góry lodowe dryfujące w fiordach – wylicza naukowiec z Pabianic. – Same lodowce też są groźne. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba zrobić pomiar blisko czoła lodowca, wychylając się z pontonu.
Ale największym wrogiem podróżników są niedźwiedzie. Znawców bieguna północnego nie dziwią tabliczki z napisem: „Uwaga! Niedźwiedzie polarne atakują bez ostrzeżenia”. Gdy są bardzo głodne, potężne drapieżniki zapędzają się do murów miasteczek.
– O każdym wystawieniu nosa poza mury miasta trzeba zameldować gubernatorowi. Nie ma mowy o wycieczkach bez broni palnej – opowiada polarnik z Pabianic.
Gdy nie zapada noc
Piotr Wieczorek bada wody wokół Spitsbergenu niemal każdego lata. Oceania – szkuner naukowo–badawczy PAN, zawija tam na początku lipca. Wtedy słońce nad archipelagiem świeci przez całą dobę.
– Dzień polarny trwa od kwietnia do września. Z powodu nadmiaru roboty i chęci zobaczenia tych krajobrazów sypiamy wtedy półtorej godziny na dobę – tłumaczy Piotr. – Póki organizm pozwala na to...
Noc arktyczna zapada na Spitsbergenie pod koniec października. Aż do połowy lutego nad horyzontem archipelagu nie pojawia się słońce.
– Nocy polarnej jeszcze tam nie przeżyłem, ale to moje marzenie – przyznaje Wieczorek.
Ratował ich atomowy lodołamacz
Niebezpieczniejszy od wypraw na Spitsbergen był rejs po Morzu Barentsa. Pabianiczanin płynął na statku Lance – razem z naukowcami z Norwegii.
– Była to piekielnie trudna żegluga w lodach. Trzymał tęgi mróz, przy burtach statku spacerowały białe niedźwiedzie – opowiada. – Gdzie się nie dało dopłynąć, tam lataliśmy helikopterem. Mieliśmy go na pokładzie.
Pełen przygód był rejs do ujść rzek syberyjskich. Wieczorek zwiedził Wyspy Sołowieckie, monastyr i pozostałości stalinowskich łagrów.
Ale sielanka nie trwała długo.
– Utknęliśmy, bo w twardych lodach urwała się łopata śruby statku. Wyciągały nas atomowe lodołamacze – wspomina podróżnik z Pabianic.
Komentarze do artykułu: Wśród polarnych misiów
Nasi internauci napisali 0 komentarzy