Rozpoczął się proces pabianiczanina Lecha M. - byłego dyrektora Izby Skarbowej.
Czwartek, godz. 8.30, przed salą nr 3 a w Sądzie Rejonowym w Łodzi kłębi się tłum dziennikarzy, fotoreporterów i kamerzystów kilku stacji telewizyjnych.
Przy schodach prowadzących na dziedziniec, gdzie parkują więzienne karetki, stoi szczupła brunetka. W ręce trzyma mały pakunek. To żona Lecha M.
Dwaj rośli policjanci wprowadzają oskarżonego. W dłoniach skutych kajdankami Lech M. trzyma papierową teczkę z dokumentami. Bardzo wyszczuplał w areszcie, gdzie siedzi dziewiąty miesiąc. Jest blady. Czerń koszuli i garnituru, które założył na rozprawę, jeszcze bardziej podkreślają tę bladość. Na twarzy byłego szefa "skarbówki" widać napięcie i skupienie. Bez mrugnięcia wytrzymuje "obstrzał" kamer i aparatów fotograficznych. Gdy Lech M. wchodzi do sali rozpraw, słyszy krzyk żony: "Kocham cię!".
Za krótka ława oskarżonych
Oskarża prokurator Beata Marczak. Lista oskarżonych składa się z 7 nazwisk. Na pierwszym miejscu nazwisko Lecha M. On jeden przyjechał do sądu z aresztu. Pozostali odpowiadają z wolnej stopy. Dwóch z nich: Krzysztofa G. i Bogdana Z., prokurator oskarża o przekazanie łapówek Lechowi M. Czworo - o pomoc w przekazaniu pieniędzy.
Samotnie siedzi na ławie Bogdan Z. - szef firmy budowlanej z Pabianic, przed laty prezes Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jego prokurator oskarża o to, że sprzedał Lechowi M. działkę po zaniżonej cenie. W ten sposób miał wręczyć łapówkę.
Kilka minut po godz. 9.00 na korytarzu pojawia się wysoka i długowłosa blondynka z togą przewieszoną przez ramię. To sędzia Anna Starczewska-Jaromin. Obok niej idą ławnicy.
Sala rozpraw jest niewielka. Niegdyś zbierali się tutaj partyjni bonzowie. Sąd Rejonowy jest w dawnym Komitecie Łódzkim PZPR.
Oskarżeni z trudem mieszczą się na ławie pod ścianą. Brakuje miejsc dla obrońców. Kilku mecenasów musi zająć ławę dla publiczności.
Sędzia sprawdza listę. Okazuje się, że rozprawy nie będzie. Obrońca Jerzego N. - jednego z oskarżonych, przysłał zwolnienie lekarskie. Jerzy N. nie godzi się, by reprezentował go inny adwokat. Sąd odracza proces do 29 maja.
Człowiek bez majątku
Oprócz brania łapówek prokurator oskarża Lecha M. o podanie nieprawdy w oświadczeniu majątkowym. Były dyrektor Izby Skarbowej w ciągu 4 lat zaniżył swoje dochody o pół miliona zł. Przed aresztowaniem zapisał samochód żonie, a 8-letniej córce podarował dom wart 700.000 zł. Zdążył też opróżnić konta w bankach.
Co z Bogdanem Z.?
21 maja sąd będzie rozpatrywał wniosek o umorzenie postępowania wobec Bogdana Z. Z ustaleń prokuratury wynika, że w 1999 roku Lech M. kupił od niego działkę przy ul. Kleeberga w Łodzi za 70.000 zł. Działka ta była warta 160.000 zł. Różnica w cenie była łapówką. W zamian Lech M. miał zlecić firmie budowlanej Bogdana Z. prace remontowe w budynkach Izby Skarbowej.
Mecenas Stanisław Maurer twierdzi, że jego klient nie miał nic wspólnego z łapówką. Lech M. zawarł umowę na kupno działki nie z Bogdanem Z., ale ze spółką. Bogdan Z. nie był nawet pełnomocnikiem spółki, nie ma też jego nazwiska w umowie kupna.
Zdaniem prokuratora, 2 lata później tę samą działkę Lech M. sprzedał za 380.000 zł rodzinie G. Kupiec - Krzysztof G., przepłacił o prawie 90.000 zł. W zamian spodziewał się, że Lech M. spowoduje umorzenie zobowiązań podatkowych.
Komentarze do artykułu: Przyprowadzili go w kajdankach
Nasi internauci napisali 0 komentarzy