Niedużą rozlewnię urządziły w dawnej siedzibie Fabryki Urządzeń Mechanicznych przy ul. Łaskiej. Stąd perfumy trafiają nie tylko do pabianickich punktów. Można je kupić w 85 miastach rozsianych po całej Polsce, m.in.: Warszawie, Gdańsku, Gdyni czy Zakopanem. Również internetowo. Opracowały blisko 50 odpowiedników bardziej i mniej znanych zapachów. Zamknęły je w niewielkich perfumetkach, mających pojemność 33 ml.
Siostrzana firma działa na rynku od blisko trzech lat. Pachnąca „przygoda” zaczęła się jednak znacznie wcześniej, w 2013 roku. W centrum handlowym „Echo”, gdzie starsza z sióstr, Monika, otworzyła perfumerię „Szima”.
- Potrzeba stworzenia „Sióstr w butelce” nie powstała ot tak. Wyszła od klientów – wspomina. - Siedziałam w odpowiednikach już kilka ładnych lat. Skoro klienci szukali trwalszych zapachów, bazujących na znanych markach, pomyślałam, dlaczego miałabym ich nie mieć?
A że co dwie głowy, to nie jedna, zaproponowała spółkę młodszej siostrze Marcie.
- Miałam z tego powodu później małe wyrzuty sumienia, bo początki nie były kolorowe – wspomina Monika. - To nie jest tak, że coś wymyśliłyśmy i wszyscy będą chcieli to od razu kupować. Przy tak dużej konkurencji trzeba było się zdrowo natrudzić, by zdobyć klientów.
Minął prawie rok, odkąd pomysł zakiełkował w głowach sióstr z Pabianic.
- Tyle było zachodu, że zastanawiałam się, ile jeszcze musimy zrobić, żeby w końcu zacząć sprzedawać te swoje perfumy – opowiada Monika.
- Bez umiejętności siostry w zarządzaniu, ta droga byłaby znacznie dłuższa i wyłożona cierniami. Nie miałyśmy wielkiego budżetu, jedynie sprawne cztery ręce i głowy pełne pomysłów – dodaje młodsza z sióstr.
W rodzinie siła
Monika i Marta to zgrany duet. Ich umiejętności doskonale się uzupełniają.
Monika to wykształcona dziennikarka. Skończyła też zarządzanie biznesem. Jest specjalistką od spraw księgowych. Dba, by w firmowych papierach panował ład i porządek. Sprzedażą perfum zajmuje się już od dobrych 13 lat. Poza tym jest głównym kierowcą w rodzinnej firmie. Jak coś szwankuje w pracowni, to i nawet „technicznym”.
Marta to specjalistka od kwestii laboratoryjnych. Z wykształcenia jest biotechnologiem. Zna się na menzurkach jak nikt inny. Procesy tworzenia mieszanin zapachowych o precyzyjnie określonych stężeniach składników to jej „chleb powszedni”. W odnajdywaniu odpowiedniego zapachu pomaga klientom od ponad 6 lat. Tak samo jak siostra skończyła zarządzanie biznesem.
W swojej manufakturze to one są linią produkcyjną. Do pomocy angażują się też dzielnie 80-letnia babcia i mąż Moniki. Babcia Stasia sumiennie pakuje perfumy i nie wychodzi z rozlewni, póki „robota nie jest skończona”. Paweł - mąż, jest odpowiedzialny za ulepszanie linii produkcyjnych. Dba o komfort pracy sióstr, a ostatnio doskonale sprawdza się w roli operatora telefonu i kręci wszystkie filmiki jakie dziewczyny wrzucają do sieci.
- Jedna osoba obsługuje maszynę do nalewania cieczy do flakonów. Druga szczelnie je „kapsluje” - opowiadają.
Do niedawna siostry musiały robić to ręcznie. Przy tysiącu zaciśnięć, raz po razie, można nabawić się kontuzji ręki.
- Na szczęście kupiłyśmy nową maszynę, która pracuje automatycznie. Spędzamy w rozlewni nawet po kilkanaście godzin dziennie. Wbrew pozorom nie mamy złotych kadzi, z których perfumy spływają do pięknych flakonów – mówią z uśmiechem pabianiczanki.
Praca przy produkcji perfum pozornie wydaje się lekka. Wdychanie przez wiele godzin takiej ilości zapachów może wywołać zawroty głowy.
- Często wracamy do domu „zadżumione”. Doszło nawet do tego, że do pracy w ogóle nie psikamy się perfumami – przyznają. - Czasem śmiejemy się, że szewc w dziurawych butach chodzi. Doceniamy ten moment, kiedy przestaje nas kręcić w nosie.
Obie w tym samym czasie przeszły Covid. Węchu, na szczęście, nie straciły.
- To zmysł, którym zarabiamy na życie. Mogłoby być po nas – mówią.
Pabianiczanki tworzą zapachy od podstaw. Jak się tego nauczyły?
- Znalazłyśmy specjalistę, który doradził nam, jakie maszyny kupić i jak dobierać proporcje składników. Najważniejszy jest wybór dobrej jakości olejków zapachowych – tłumaczy Marta. - Próbki dostajemy od sprawdzonej firmy i najpierw badamy je u siebie. Sprawdzamy, czy nam się podobają i czy są podobne do oryginału.
Do utrwalenia zapachu służy im wysoko stężony alkohol etylowy. W przeciwieństwie do wielu producentów używających alkoholu kosmetycznego, mniej trwałego i ulotnego.
- Nam chodziło o to, by stworzyć produkt wysokiej jakości, ale na każdą kieszeń. Poszłyśmy więc po całości. Nasz alkohol jest w najwyższym stężeniu, jakie można osiągnąć, czyli około 97 procent. W naszych perfumach nie ma ani grama wody – zapewniają.
To właśnie najbardziej wyróżnia ich produkty spośród innych odpowiedników.
- Jeśli wybieramy dany olejek, musimy najpierw sprawdzić, jak wypadnie w tym stężeniu, bo naprawdę robimy „siekierę”. Inaczej cała praca na nic.
Pabianiczanki same zajęły się też grafiką na opakowaniach, sprzedażą i promocją w internecie.
- Nie byłyśmy w stanie wyciągnąć z kieszeni 10.000 złotych na stworzenie strony internetowej – mówi Monika. - Siostra, z pomocą kolegi, siedziała po nocach i uczyła się, krok po kroku, jak ją założyć.
Produkt rodem z Pabianic obronił się i siostry zamierzają iść po więcej.
- Klienci szukają większych pojemności, więc być może je wprowadzimy do sprzedaży. Zamierzamy też wejść do nowych, większych punktów – planują. - Chcemy też stworzyć nasze autorskie kompozycje. Będą uniwersalne zarówno dla kobiet i mężczyzn. Uważamy, że to ciekawe, bo inaczej będą pachniały na damskiej skórze niż na męskiej.
Czym lubią pachnieć pabianiczanie?
Porównując wybierane zapachy, na tle mieszkańców innych miast jesteśmy „typowi”. Wybieramy dość oklepane marki, m.in.: Chanel, Calvin Klein, Dolce & Gabbana czy Armani. Jak zauważyły Monika i Marta, wśród klienteli przybyło mężczyzn szukających zapachów dla siebie.
- Listę męską mamy krótszą. Panowie są tym faktem niepocieszeni, bo też chętnie by sobie powybierali – opowiadają.
Czy te same perfumy pachną tak samo na każdym ciele?
- Ciężko uzyskać ten sam efekt. Znaczenie ma między innymi ph skóry, potliwość, temperatura ciała, a nawet używany płyn do tkanin. Sama złapałam się na tym czując nasze perfumy na siostrze. Nie rozpoznałam zapachu, mimo że był nasz – odpowiada Monika.
„Siostry w butelce” cieszą się coraz większą popularnością na rynku. Nie ma co się dziwić. W centralnej Polsce próżno szukać drugiej takiej manufaktury perfum.
- Najlepsze, co możemy usłyszeć od klientów, to że nasze zapachy są mocniejsze od oryginałów.
Komentarze do artykułu: Perfumy rodem z Pabianic
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy