Tegoroczny Dzień Matki zapadnie pani Katarzynie w pamięci do końca życia. 35-letnia pabianiczanka dała się oszukać cyberprzestępcom na tzw. spoofing. Metoda polega na podszywaniu się pod numer komendy policji, banku lub innej placówki pożytku publicznego.
- To był piątek. Dzieci były w przedszkolu, a ja miałam dzień wolny od pracy. Zadzwonił telefon – wspomina. - Zwykle, gdy usłyszę głos konsultanta, mówię, że nie jestem zainteresowana i przerywam połączenie. Tym razem, nie wiem dlaczego, zrobiłam inaczej.
Mężczyzna w słuchawce przedstawił się jako agent do spraw bezpieczeństwa banku, w którym pabianiczanka miała konto.
- Powiedział, że zmienił się sposób weryfikacji osób, które chcą wziąć kredyt i bank dzwoni do klienta, żeby potwierdzić jego dane - opowiada.
35-latka podejrzewała, że może mieć do czynienia z oszustem. Czekała, aż będzie próbował „wyciągnąć” od niej dane „wrażliwe” lub poprosi o zainstalowanie podejrzanej aplikacji w telefonie. Tak się jednak nie stało.
- Powiedział, że skorumpowany pracownik banku chce wyłudzić kredyt moim kosztem. „Agent” wymienił nazwiska osób, które mogą być w to zamieszane. Zapytał, czy znam którąś z nich. Odparłam, że nie. Doradził, że jedynym sposobem, by anulować wniosek, jest wzięcie kredytu i „wyzerowanie” mojej zdolności kredytowej – opowiada.
Za każdym razem, gdy 35-latce zapalała się „czerwona lampka”, fałszywy pracownik bankowej infolinii sprytnie rozwiewał wszelkie wątpliwości. Był bardzo przekonujący. Nawet siedzący obok mąż nie zorientował się, że to wszystko kłamstwa.
- Powiedział, że skieruje mnie do najbliższej placówki i tam będziemy załatwiać resztę. Po czym oznajmił, że za chwilę skontaktuje się ze mną ktoś z policji. Podał numer telefonu komendy, z którą będzie połączenie. Cały czas powtarzał, że to dla mojego dobra i bezpieczeństwa.
Słowa te zmyliły pabianiczankę i uśpiły jej czujność. Pomyślała, że pod numer policji i banku nie da się przecież podszyć.
- Gdy telefon zadzwonił po raz kolejny, mój mąż szybko sprawdził numer w internecie. W wyszukiwarce wyskoczył adres Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Rzekomy funkcjonariusz tłumaczył, że to nie jest pierwszy raz, gdy pracownicy banku wyłudzają pieniądze, podając się za klientów. Zapewniał, że jest prowadzone w tej sprawie śledztwo. Pani Katarzyna usłyszała, że przed pójściem do banku dostanie konkretne instrukcje. Miała zwracać uwagę na wszystkie szczegóły, mogące pomóc w zdemaskowaniu skorumpowanych pracowników, ale nie dać nic po sobie poznać. Funkcjonariusz dodał, że będzie obserwowana, a w telefonie ma zainstalowany podsłuch.
- Stanowczo ostrzegł, że jeśli będę utrudniać śledztwo, grozi mi za to odpowiedzialność karna. Póki będzie trwało dochodzenie w tej sprawie, mam nikomu nic nie mówić. Byłam zszokowana i przerażona – wspomina.
Po chwili na linię ponownie wrócił „agent”. Doradził, by kobieta wzięła kredyt najwyższy możliwy do uzyskania bez zaświadczeń. Pieniądze miała przelać na dwa konta. Zapewniono ją, że po wszystkim cała kwota do niej wróci.
- Gdyby nie fakt, że miałam być obserwowana przez policję, mąż samej by mnie nie puścił. Pojechał więc po dzieci do przedszkola. „Agent” kazał mi zostać na linii w razie gdyby wydarzyło się coś nieprzewidywanego. Telefon miałam w torebce, więc słyszał wszystko, co dzieje się wokół mnie. Bałam się tej odpowiedzialności karnej, podsłuchu i że jestem obserwowana. W tym wielkim szoku po prostu robiłam to, co mi kazali - opowiada.
Kiedy podeszła do „okienka”, na plakietce pracownicy dostrzegła jedno z nazwisk, które usłyszała podczas pierwszej rozmowy z oszustem.
- Siedziałam przed tą kobietą i myślałam: Boże, to ty mnie chciałaś okraść? To o niej myślałam jak o oszustce, a nie o ludziach, którzy mną sterowali. Do tego stopnia byłam zmanipulowana - dodaje.
Bank przyznał jej kredyt w wysokości 124.000 złotych. 100.000 zł przelała na dwa numery kont wskazane przez oszustów. Pozostałą część, ze względu na limity, miała wpłacić w innym banku. Nie zdążyła, bo placówka kończyła pracę.
- Zapewniano mnie, że mam niczym się nie martwić. Pieniądze, które zaciągnęłam, miały wkrótce wrócić na moje konto. Umówiliśmy się na telefon w poniedziałek w sprawie pozostałej kwoty. Wtedy też miałam złożyć zeznania w komendzie. Jechałam do domu nakręcona i bardzo chciałam o tym komuś powiedzieć, ale bałam się zadzwonić nawet do swojej przyjaciółki - wspomina.
„Dla dobra śledztwa” oszuści próbowali nawet nakłonić pabianiczankę do skasowania konta w banku. Prawdopodobnie po to, żeby skierować na nią podejrzenia, gdy wszystko się wyda.
- Wyszłoby na to, że sama wszystko zaplanowałam, przelałam gdzieś pieniądze i zrobiłam z siebie ofiarę oszustwa -tłumaczy.
Chwila otrzeźwienia przyszła po powrocie do domu.
- To było jak kubeł lodowatej wody wylany na głowę. Byłam tak zmanipulowana i święcie przekonana, że to jest prawdziwe, że prawie pokłóciłam się z bliskimi. Sprawdziłam jednak w internecie, czy można podszyć się pod numery telefonu. Znalazłam wtedy informacje o spoofingu - mówi.
Sprawą zajęła się policja. Pani Katarzyna zadzwoniła też na infolinię banku. Złożyła reklamację, która, niestety, została odrzucona.
- Do spłaty, wraz z odsetkami, mam blisko 150.000 złotych. Miesięczna rata to ponad 2.000 zł - wylicza.
Bank zablokował jedynie konta, na które kobieta przelała pieniądze. Na nic to się zdało, bo oszuści wyczyścili je od razu po transakcji.
W poniedziałek zadzwonili ponownie...
- Udawałam dalej, że nie wiem o co chodzi. Nagrałam rozmowy, żeby mieć jakieś dowody, ale i tak nie można z tym nic zrobić – mówi bezradnie. - Tyle słyszałam o fałszywych linkach do stron internetowych i wystrzegałam się ich jak ognia. Wdanie się w rozmowę z oszustami to najgorszy krok, jaki można w takiej sytuacji zrobić. Strata pieniędzy nie jest tak straszna, jak wstyd i poczucie, że dałam się tak zmanipulować. Ciężko sobie z tym poradzić.
Pani Katarzyna zdecydowała się opowiedzieć o swoim przeżyciu w internecie. Ku przestrodze dla innych nagrała film, który tylko na facebooku w kilka dni został wyświetlony 1,5 mln razy.
- Skala oszustw jest przerażająca. Odezwało się do mnie mnóstwo osób z całej Polski, które podobnie jak ja uległy manipulacji. Wiele z nich nie miało odwagi przyznać się do tego bliskim i zostali z problemem sami. Tyle się mówi o oszukanych seniorach. Tymczasem, to coraz częściej młode osoby – mówi pabianiczanka.
Szanse, by sprawa zakończyła się pomyślnie dla pani Katarzyny, są nikłe. Dlatego przyjaciele ruszyli z pomocą. W internecie zorganizowali zbiórkę pieniędzy na pomoc w spłacie feralnego kredytu (zbiórka i film TUTAJ).
Jak poinformowała nas sierżant sztab. Agnieszka Jachimek, pabianicka policja prowadzi 130 postępowań w sprawie wyłudzeń, z czego 124 dotyczą oszust internetowych - na BLIK oraz na platformach sprzedażowych Vinted i OLX. Reszta to oszustwa na tzw. "legendę".
Komentarze do artykułu: Oszukana na 100.000 złotych
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy