Adama K. policja zatrzymała w banku PeKaO SA przy ul. Zamkowej, gdy pojawił się tam wraz z matką. Przyszli z czekiem na 250.000 dolarów. Chcieli wypłacić gotówkę. Do okienka podeszła Maria K. Podała kasjerce blankiet American Express i poprosiła o wypłatę. Czek na tak wysoką kwotę wzbudził podejrzenia kasjerki. W ciągu kilku minut bankowcy sprawdzili go w ośrodku rozliczeń transakcji w warszawskiej centrali PeKaO. Był fałszywy. Bankowcy wezwali policję. Nazajutrz Adam K. stanął przed sądem i został aresztowany. Matka była przesłuchiwana.

- Obu osobom postawiono zarzut próby wyłudzenia miliona złotych - mówi prokurator Krzysztof Ankudowicz. - Grozi za to kara do 10 lat więzienia.

Maria K. i jej syn nie przyznali się do winy. Upierają się, że nie wiedzieli, iż czek jest podrobiony.


Czarna magia

Adam K. dostał czek w niezwykłych okolicznościach. Mówi biegle po francusku i angielsku. Wraz z matką przez wiele lat mieszkał we Francji. Ukończył tam szkołę prawniczą. Przed kilkoma laty matka i syn wrócili do rodzinnych Pabianic. Adam nie mógł znaleźć pracy. Siedział więc przy komputerze, szukając w Internecie ofert zatrudnienia. Któregoś dnia dostał list elektroniczną pocztą z Afryki. List był z Beninu - małego państwa graniczącego z Nigerią. Napisała go pani Mohhamed, wdowa po wysokim urzędniku z Siri Lanki. Tak się przedstawiła. Pani Mohhamed prosiła pabianiczanina o pomoc w odzyskaniu 20 milionów dolarów. Obiecywała za to 10 procent, czyli 2 miliony dolarów.

Z listu wynikało, że mąż mieszkanki Beninu zgromadził dużo brylantów. Podczas wojny zginął, ale był dobrze ubezpieczony. W towarzystwie ubezpieczeniowym czekały dwie skrzynie dolarów. W swym testamencie pan Mohhamed zastrzegł jednak, że pieniądze mogą być wydane tylko inwestorowi z zagranicy. Tym szczęśliwcem mógł zostać Adam K.


Murzyn potrafi

Pabianiczanin odpowiedział na list. Wkrótce pani Mohhamed przysłała mu swe zdjęcie z dwójką dzieci. Adam postanowił sprawdzić wszystko na miejscu. Poleciał do Afryki. Tam zajęli się nim adwokaci wdowy, którzy powiedzieli, że pani Mohhamed leży w szpitalu. Zaprowadzili Adama do eleganckiej willi i pokazali dwie metalowe skrzynki. Otworzyli jedną. Była pełna dolarów. Adam dowiedział się, że tu właśnie jest problem. To dlatego, że każdy banknot pan Mohhamed zabezpieczył przed złodziejami, stawiając na nim stempel z napisem "Bezwartościowy". Stempel dało się zmyć specjalnym płynem. Afrykanie pokazali Adamowi jak to się robi. W jego obecności zmyli farbę ze studolarówki. Ale płynu mieli mało, a banknotów dużo. Afrykański chemik obliczył, że na sprowadzenie wystarczającej ilości płynu potrzeba 50.000 dolarów.

Adam wrócił do Pabianic i postarał się o pieniądze na płyn. W kilku ratach wysłał do Beninu 10.000 dolarów, zapożyczając się po uszy. Oprócz pieniędzy wysyłał wdowie ciepłą odzież i prezenty dla dzieci. Afrykanie podziękowali za przesyłki. Wkrótce stwierdzili jednak, że na cudowny płyn do wywabiania napisów potrzeba jeszcze 250.000 dolarów. Tylu pieniędzy Adam nie mógł zdobyć. Wtedy prawnicy pani Mohhamed pocieszyli go. Napisali, że udało im się skontaktować z zamożnym obywatelem Beninu, który w Ameryce wystawił dla Polaka czeka na brakujące 250.000 dolarów. Czek przysłali do Pabianic, a Adam poszedł z nim do banku. I tam wpadł w objęcia policjantów.


"Nigeryjski łańcuszek"

Oszuści z Afryki wyłudzili w świecie ponad 6 miliardów dolarów! Po raz pierwszy zrobili to w 1989 r. Od tej pory wysłali kilkaset tysiecy listów, w których Europejczykom, Azjatom i Amerykanom proponują ogromne zyski.

Metoda jest podobna. Autor podaje się za osobę znaną - syna byłego prezydenta Nigerii, wyższego urzędnika, żonę ministra. Prosi o pomoc w wydostaniu nielegalnie zgromadzonych pieniędzy, obiecując miliony dolarów zysku.

Dziennikarzowi z Poznania "senator Haruna Abubakar" proponował miliony dolarów. "Pieniądze powierzył mi poprzedni prezydent Nigerii" - pisał. "Zamierzam ich użyć, by wygrać nadchodzące wybory. Ale potrzebuje pańskiej pomocy. W zamian otrzyma pan 12 mln dolarów".

Podobny list dostali dziennikarze Życia Pabianic. Autor - podpisujący się jako doktor Thomas Frank, dyrektor departamentu w Nigerii, proponował udział w interesie, obiecując 30 procent od 15 milionów dolarów.

Dokumenty przesyłane z Nigerii są doskonale spreparowane. Oszuści tworzą internetowe strony, udające strony solidnych banków. Gdy ofiara przyjeżdża do Nigerii, potrafią podstawić człowieka udającego np. ministra finansów. Albo wynająć budynek, który udaje ministerstwo.

Nabrać dają się nawet specjaliści od finansów. W 2000 r. emerytowany dyrektor Citibanku w Nowej Zelandii sprzedał dom i zapożyczył się u znajomych. Stracił 7 mln dolarów.

W 1999 r. aresztowano w Hongkongu 55 nigeryjskich oszustów, którzy przywłaszczyli 70 mln dolarów. W RPA zatrzymano 56 Nigeryjczyków. Mimo to oszuści nie rezygnują.

(imiona bohaterów zostały zmienione)