Na widok strażnika miejskiego drży kierowca, który nagle przypomina sobie, że zaparkował tam, gdzie nie powinien. A pabianiccy kierowcy potrafią się popisać. Parkują, gdzie popadnie – na kopertach dla niepełnosprawnych, w bramach wjazdowych, na trawnikach, chodnikach, a nawet przejściach dla pieszych. To wkurza pabianiczan najbardziej. Średnio przynajmniej dwa razy dziennie dzwoni do Straży Miejskiej w tej sprawie zdenerwowany mieszkaniec. W 2020 roku strażnicy miejscy interweniowali w związku z niewłaściwym parkowaniem aż 699 razy.
Zobacz też: "Kryjówki grożą zawaleniem. Ze ścian leci gruz". Tak żyją pabianiccy bezdomni
Z mandatów nie wyżyją
- W ubiegłym roku podjęliśmy łącznie 5.852 interwencje, z czego 3.972 były zgłoszone przez mieszkańców – wylicza Tomasz Makrocki, komendant SM.
Wypisywanie mandatów nie jest głównym zajęciem strażników. Świadczy o tym ilość wypisanych druczków przez cały rok. Otóż okazuje się, że średnio strażnicy nie wypisują nawet jednego mandatu dziennie. W 2020 roku wystawili jedynie... 301 mandatów. Sprawców wykroczeń pouczyli 891 razy. Sporządzili też 62 wnioski do sądu. Widać zatem, że wiele interwencji kończy się na ostrzeżeniach, ale też wymaga od strażników podjęcia innych działań.
Może to być pomoc bezbronnemu zwierzęciu, błąkającemu się po mieście. Do takich spraw patrole wyjeżdżały w zeszłym roku aż 567 razy.
- Rozwinął nam się Animal Patrol, który utworzyliśmy własnymi siłami, przy mniejszej obsadzie. To się przyjęło. Pabianiczanie bardzo przejmują się losem zwierząt, co widać po zgłoszeniach – przyznaje komendant.
Empatia mieszkańców wobec zwierząt jest czasem silniejsza niż wobec ludzi. Ci nie tylko zgłaszają strażnikom bezdomnego psa, ale i uwięzionego w rynnie ptaka czy zagubionego w miejskiej dżungli jeżyka.
Już na początku ubiegłego roku strażnicy przechodzili szkolenia z ratowania zwierząt. Nauczyli się nawet reanimować psa. Udało się też wyposażyć stary samochód w specjalistyczną klatkę do przewożenia zwierząt.
Duży nacisk Straż Miejska kładzie też na ochronę środowiska. Dbanie o porządek i ład to podstawowy obowiązek tej formacji. Interwencji związanych z ochroną naszego otoczenia było w ubiegłym roku 738. Dotyczyły one głównie zaśmiecania miejskich działek, ale i zatruwania powietrza, którym wszyscy oddychamy. Straż Miejska postawiła na prewencję, uświadamiając mieszkańcom, jak prawidłowo palić w piecach, ale też strasząc ich konsekwencjami. Ta świadomość przyniosła miastu dwie korzyści – po pierwsze mieszkańcy pozwolili na zakup specjalistycznego drona tropiącego smog. Sami głosowali na projekt zakupu takiego sprzętu dla Straży Miejskiej. W 2020 roku strażnicy zdążyli kupić go za pieniądze budżetu obywatelskiego i przeszkolić pracowników. Dron wzbił się w górę już pod koniec roku. Doszło kilka formalności związanych z uzyskaniem pozwoleń na latanie nad kamienicami i domami, ale komendant SM zapowiada, że w tym sezonie grzewczym dron jeszcze pokaże, co potrafi.
Drugą korzyścią jest spadek interwencji związanych z wypalaniem odpadów w domowych piecach.
- Prewencja przyniosła efekty. Spadła nam ilość zgłoszeń od mieszkańców dotyczących duszącego czy ciemnego dymu wydobywającego się z komina sąsiada – mówi Makrocki.
„Pępek” Pabianic przy Narutowicza
Można powiedzieć, że w Straży Miejskiej istnieje centrum dowodzenia. A to za sprawą 60 kamer zamontowanych na terenie miasta. Obraz z nich przez całą dobę, w siedzibie przy Narutowicza, ogląda operator miejskiego monitoringu. Miejski monitoring rozwija się z roku na rok, bo kamer przybywa. A o korzyściach z jego działania mówi się coraz częściej. Liczby też dają do myślenia.
- W 2020 roku odnotowaliśmy 281 interwencji podjętych ze zgłoszeń operatora monitoringu – wymienia komendant.
Na miejskim monitoringu skorzystała też policja. W ubiegłym roku dla policji zabezpieczono aż 94 nagrania z kamer.
Ostatnio przybyły na monitorach obrazy z kamer ulokowanych przy ul. św. Jana 10 (obrotowa) oraz na krańcówce przy „Waltera” Jankego. Wkrótce zaczną działać też kamery zamontowane przy pumptracku na Lewitynie, by operator mógł czuwać nad bezpieczeństwem dzieci jeżdżących tam na rowerach.
W 2020 roku dzięki monitoringowi miejskiemu udało się szybko i sprawnie znaleźć zaginioną 90-letnią kobietę. Operator zauważył staruszkę na ulicy. Stało się to w zaledwie trzy minuty od zgłoszenia. Dostrzegł poszukiwaną dzięki „wszystkowidzącej” kamerze zamontowanej na ul. Zamkowej.
Także po zgłoszeniu operatora monitoringu do szpitala psychiatrycznego trafił młody mężczyzna, który z samego rana w centrum miasta paradował… nago.
Operatorowi przydają się także głośniki zamontowane na Lewitynie i w Parku Słowackiego. Dzięki możliwości przemówienia do łamiących przepisy mieszkańców, udało się zapobiec poważniejszym interwencjom. W ubiegłym roku operator użył głośników 192 razy.
Oszczędna formacja
Praca Straży Miejskiej generuje też pewne oszczędności dla samej kasy miasta. Takim źródłem oszczędności jest chociażby robota osób skazanych. To Straż Miejska organizuje i nadzoruje pracę osobom wysyłanym przez sąd na prace społeczne. W ubiegłym roku 14 osób odpracowywało kary. Łącznie to 1.734 godziny roboty. Skazani wysprzątali w tym czasie 40 miejskich działek.
W komendzie Straży Miejskiej pracuje 27 strażników i 4 pracowników cywilnych. W ubiegłym roku nie udało się zatrudnić nikogo nowego. Jeden ze strażników odszedł. Ze względu na pandemię Straż Miejska dodatkowo została oddelegowana do pomocy policji w kwestiach związanych z obostrzeniami. Obowiązków było dużo, rąk do pracy mniej, a pieniędzy dodatkowo żadnych. Pensja szeregowych strażników, wiadomo, powalająca nie jest. W minionym roku musieli obyć się bez premii. Lekko nie jest, a nad komendą wisiało jeszcze widmo zwolnień. Na razie nie trzeba było podejmować takich poważnych kroków.
- Mamy dużo pracy, dużo pomysłów, a nadal mało ludzi – podsumowuje Tomasz Makrocki.
Komentarze do artykułu: Nie samymi mandatami Straż Miejska żyje
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2021-02-03 19:03:29