- Wiem, że to sport tak męski jak pięściarstwo - szczerze wyznaje Andrzej Oborski. - Ale ja to cholernie lubię.
Z ostatniej wyprawy na Bałtyk (w niedzielę) przywiózł 12-kilogramowego dorsza. Ryba ma ponad metr długości. Walczyła piętnaście minut.
- Kosztowała mnie sporo potu - nie ukrywa Oborski. - Technika polega na "pompowaniu". Najpierw mocno ciągnie się rybę, od czasu do czasu błyskawicznie popuszczając ją. To pozwala nawinąć fragment linki, by ryba była bliżej wędkarza.
Wyprawę na dorsze rozpoczyna się bladym świtem. Trzeba wziąć długą linkę, bo łowisko ma sześćdziesiąt metrów głębokości.
- Kto pierwszy zamustruje się na łajbie, ma najlepsze stanowisko: na rufie lub dziobie - mówi Oborski. - Spóźnialscy łowią przy burtach.
Szyper zabiera na pokład 19 wędkarzy. Pływają do późnej nocy.
Oborski wędkuje od 30 lat.
- Studiowałem na Mazurach. Tam zaraziłem się wędkarstwem - wspomina.
W słodkich wodach bił rekordy. Na Jeziorze Łętowskim koło Słupska wyciągnął 10-kilogramowego szczupaka. Jeszcze cięższego upolował na Jeziorze Charzykowskim w okolicach Kopernicy.
- Ważył ponad jedenaście kilo - chwali się.
Polować na dorsze zaczął dlatego, że potrzebował większych emocji, adrenaliny.
- Wyprawy na Bałtyk to wielka frajda. Kuter, słońce, wiatr, przygoda - wylicza przyjemności.
Sprzęt do wędkowania na morzu jest dużo prostszy od używanego na słodkich wodach. Wędziska mają około 2,5 m długości. Na kołowrotek nawija się splecioną linkę.
- Jest bardzo wytrzymała i nie odkształca się jak żyłka - tłumaczy wędkarz z Pabianic.
Najważniejsza jest przynęta - tak zwany pilker. To kawał chromowanego lub niklowanego żelaza z przytwierdzonymi doń kotwicami.
- Musi błyszczeć, by zwabić rybę. Musi też sporo ważyć, by jak najszybciej opaść na dno - wyjaśnia Oborski. - Im głębsze łowisko, tym cięższy pilker.
Ekwipunku dopełniają: sztormiak, długie kalosze i ciepły polar.
- Nawet w upał trzeba to mieć w torbie - mówi Oborski. - Pogoda na morzu potrafi się bardzo szybko zmieniać.
Rekordowy dorsz wyłowiony w niedzielę nie wylądował na patelni.
- Najlepiej smakują małe dorsze, takie do półtora kilograma - mówi wędkarz. - Duże ryby smakują kiepsko.
***
Andrzej Oborski ma 50 lat. Jest szefem restauracji Jubilatka.
Komentarze do artykułu: Łowca dorszy
Nasi internauci napisali 0 komentarzy