Żeby było bezpieczniej, „trzymający władzę” wymyślili wybory korespondencyjne przy pomocy Poczty Polskiej. Pakiety z listami do głosowania (z nazwiskami kandydatów na prezydenta RP) mieli roznosić listonosze do naszych skrzynek. Żeby przygotować wybory, potrzebne były PP dane z rejestrów wyborców. Władze samorządowe Pabianic dostały polecenie wojewody łódzkiego „o przekazanie danych osobowych z rejestru wyborców Poczcie Polskiej”.
– Zgodnie z poleceniem wojewody, dane osobowe wyborców zostały przekazane Poczcie Polskiej, ale nieudostępnione – tłumaczy Paweł Rózga, sekretarz miasta. – Dane zostały zabezpieczone specjalnym kodem, którego PP nie była w stanie „złamać”.
Był on bardzo złożony, bo „na poziomie zabezpieczeń bankowych”. Znała go tylko jedna osoba w ratuszu.
– Jego wydanie byłoby możliwe, gdyby ustawa o wyborach korespondencyjnych stała się obowiązującym prawem – informuje sekretarz.
Urzędnicy w naszym ratuszu zachowali się roztropnie, bo prawo to nie weszło w życie.
– Hasło dostępu zostało komisyjnie zniszczone – informuje sekretarz Rózga.
Ci, którzy udostępnili dane wyborców, jak np. wójtowie sąsiednich gmin: Ksawerowa, Dobronia, Lutomierska, Dłutowa, Pabianic, mieli spore kłopoty. A teraz mają kłopoty i sami twórcy „wyborów korespondencyjnych”, które wzięła „na warsztat” sejmowa komisja śledcza do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego.
Komisja śledcza stara się ustalić, kto za nimi stał i kto odpowiada za ponad 70 mln zł, wydanych na próżno. Z obserwacji wynika, że „nie ma winnych”. Nikt tych wyborów w takiej formie nie
wymyślił, nie polecił zorganizować. Nie ma osoby odpowiedzialnej, bo nikt niczego nie podpisywał...
Komentarze do artykułu: Jak to z wyborami „kopertowymi” w Pabianicach było
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy