Lukrecja ma 7 lat. To jej pierwszy rok w szkole. Zanim została uczennicą, uwielbiała malować i chodzić na zajęcia gimnastyczne. Teraz to tylko wspomnienie. Powód? Popołudniowe lekcje w szkole, które kolidują z zajęciami dodatkowymi. Mała dziewczynka 2 razy w tygodniu wychodzi ze szkoły o godz. 16.30.
- Miała 4,5 roku, gdy zapisaliśmy ją do Młodzieżowego Domu Kultury na plastykę – mówi jej mama, pani Kamila. - Teraz musimy się ze sztuką pożegnać. Podobnie jak z gimnastyką.
Lukrecja nie jest w najgorszej sytuacji. W Szkole Podstawowej nr 9, do której chodzi, lekcje popołudniowe są maksymalnie 2 razy w tygodniu. Większość dzieci kończy najpóźniej o godz. 15.30. (...)
- Mój syn chodzi do 6 klasy. Przez dwa dni ma lekcje do 17.30. Jednego dnia ma 10 godzin zajęć.
Jak to możliwe? Chłopiec chodzi na zajęcia dodatkowe: przygotowanie do życia w rodzinie, chór i zespół wyrównawczy z polskiego.
- Nie chcemy rezygnować z żadnego z nich. Przygotowanie do życia w rodzinie jest potrzebne. Za chór jest „szóstka” z muzyki na koniec roku – wyjaśnia mama. - Z polskiego też są potrzebne dodatkowe godziny, bo poziom nauczania tego przedmiotu w ostatnich dwóch latach był na bardzo kiepskim poziomie.
We wtorek chłopiec kończy szkołę o 17.30. W środę zaczyna już o 8.50.
- Kiedy ma odrobić lekcje, kiedy będzie czas na zajęcia dodatkowe? - pyta mama. - Chyba wypiszę go z angielskiego, bo nie dopasuję dwóch dni w tygodniu z tym planem. (...)
Ułożyć plan: to takie proste?
Wielu rodziców otwiera oczy ze zdumienia słysząc, jak złożoną sprawą jest ustalenie planu lekcji. To, co im wydaje się proste, nauczyciele opracowywali już od maja. A i tak wymagało poprawek i przeróbek. Dlaczego jednak plany są aż tak obciążające dla uczniów?
- Powodów jest bardzo dużo – wyjaśnia Ewa Bosiak, dyrektorka SP 17.
I wymienia je po kolei. Po pierwsze, mamy więcej klas w związku z reformą Ministerstwa Edukacji Narodowej. Klas VII i VIII jest w „siedemnastce” łącznie pięć. Po drugie, jest bardzo dużo godzin lekcyjnych, bo w 2 lata nauki „wciśnięto” im cały program gimnazjalny. Po trzecie, część lekcji mają w podziale na grupy, co wymaga wolnych pracowni. Dlatego dzieci siedzą w szkole dłużej.
- Warunki lokalowe naszej szkoły przecież się nie zmieniły, sal lekcyjnych nie przybyło – mówi dyrektorka.
Kolejny problem to… nauczyciele. Plan lekcji jest ich zmorą, ale muszą się dostosować. Mają po kilka wolnych godzin, nawet 4 czy 5 w tygodniu. A większość z nich dzieli czas między kilka miejsc pracy, aby łącznie mieć pełen etat.
- Mamy aż 10 takich nauczycieli – wyjaśnia dyrektorka.
Komentarze do artykułu: Harują na drugiej zmianie. Kto? Nasze dzieci
Nasi internauci napisali 0 komentarzy