„Dawniejsza droga do Łasku i Sieradza szła za kościołem parafialnym, groblą ponad stawem” – tak opisywał Pabianice historyk Maksymilian Baruch, czerpiąc swą wiedzę z XV-wiecznych zapisków sporządzanych dla władających naszym miastem księży kapituły krakowskiej. O pierwszym drewnianym moście na Dobrzynce dowiadujemy się dopiero z raportu lustratora dóbr pabianickich, spisanego w 1499 roku. Według lustratora, nasz zamek był wówczas otoczony potężnym częstokołem dębowym i głębokimi rowami z wodą. Przed wejściem do zamku wznosiła się baszta z mostem zwodzonym prowadzącym do zamkowej wieży. Druga baszta miała strzec publicznego mostu wiodącego na lewy brzeg Dobrzynki.
Około 1515 roku światły tenutariusz (administrator) Pabianic Jan Latalski (późniejszy sekretarz królewski i arcybiskup gnieźnieński) kazał zbudować solidniejszy most. Taki, po którym śmiało mogły przejechać wozy ze zbożem i hufiec rycerzy na ciężkich koniach. „Latalski niemałe położył zasługi dla ekonomicznego rozwoju włości pabianickich” – pisał Maksymilian Baruch. „Wiele nowych wsi osadził, budował mosty i groble, zakładał stawy rybne”. Solidny most stanął przy zamku – niemal tam, gdzie obecny. W późniejszych wiekach naprawiano go i przebudowywano kilkakrotnie.
Miasto w ogniu
Nocą z 16 na 17 sierpnia 1823 roku z drewnianego mostu niewiele zostało. W wielkim pożarze Pabianic spłonęły też domy na Starym Rynku, dach kościoła św. Mateusza wraz z wieżą i dzwonami, szpital dla biedoty oraz folwarczne stodoły przy zamku. Zamiast odbudować most, władze miasta postanowiły… zbudować dwa mosty ze Starego Miasta na Nowe Miasto. Historyk Baruch tłumaczył to koniecznością sprostania coraz większemu ruchowi wozów i pieszych na „wielkim trakcie publicznym do Kalisza, przetykającym się środkiem nowozałożonej dzielnicy Pabianic”.
Do głównego mostu przy zamku wiodła droga wymoszczona dranicami (świerkowymi deskami) i gałęziami.
Była szeroka na cztery metry. U schyłku XIX wieku drogę tę wybrukowano polnymi kamieniami. Nieco później za pieniądze z miejskiej kasy wzmocniono filary mostu, drewniane słupy zastępując granitowymi blokami.
Dziura na dziurze
Podczas pierwszej wojny światowej mostem na Dobrzynce maszerowali żołnierze dwóch walczących armii – rosyjskiej i pruskiej. Przejechały też wojskowe ciężarówki i pierwsze w dziejach świata samochody pancerne. Miasto parokrotnie przechodziło z rąk do rąk okupantów.
Nim ucichły armaty, w sierpniu 1917 roku most ledwie trzymał się kupy, wołając o cieślę z furą drewna.
„Deski obecnie nadgniłe, pod ciężarem uginają się i trzeszczą” - alarmowała gazeta „Godzina Polski” z sierpnia 1917 roku, pisząc, iż: „Most ten spoczywa na granitowych podstawach, wierzch jego jest zaś drewniany”.
Niebawem zebrała się komisja tymczasowych władz miasta – tzw. delegacja budowlana. Komisja uradziła, że w kasie miejskiej muszą się znaleźć pieniądze na załatanie mostu i wymienienie większej ilości desek, bo inaczej sporemu miastu zostanie tylko leciwy mostek na ulicy Grobelnej.
Prace remontowe ruszyły we wrześniu. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało, że tramwaj, który miał krańcówkę przy Zamku, kiedykolwiek przejedzie po szynach na drugi brzeg Dobrzynki.
Tramwajem na Nowe Miasto
Przejechał już siedem lat później. 1 sierpnia 1924 roku po wzmocnionym moście dwa wagony elektrycznej kolejki bez problemu dotarły na lewy brzeg Dobrzynki, skąd po nowiutkich szynach pomknęły aż dworca kolejowego, radując tysiące pabianiczan jeżdżących do pracy w fabrykach i na targ.
Ponieważ tramwaje kursowały coraz częściej, były coraz cięższe i przymierzano się do budowy linii z Pabianic przez Dobroń i Kolumnę do Łasku, stary most na Dobrzynce znowu niebezpiecznie trzeszczał. Należało rozejrzeć się za mocniejszym mostem – takim z żelaza i betonu.
W maju 1926 roku w budżecie Pabianic rajcy zapisali 70 tysięcy zł na budowę dwóch mostów: na ulicy Zamkowej i ulicy Legionów.
„Gazeta Pabjanicka” pisała: „Magistrat zamierza przystąpić także do budowy mostu o konstrukcji żelbetowej na Dobrzynce w ulicy Legionów, która to ulica, po wybrukowaniu i przedłużeniu, ma stać się główną arterią komunikacyjną dla ruchu kołowego, co odciąży znacznie jedyną obecnie arterię - ulicę Zamkową”.
Roboty mostowe przy Zamku rozpoczęto od wycięcia wierzby. „Magistrat przystępuje do usunięcia starej wierzby, znajdującej się w parku miejskim tuż przy moście nad Dobrzynką. Zarządzenie to stoi w ścisłym związku z przebudowę mostu drewnianego na most żelbetonowy, którego skrzydła będą zwrócone w stronę omawianej wierzby” – informowała lokalna prasa z 26 czerwca 1926 roku. „Przy budowie skrzydeł mostu powyższa wierzba, wskutek odrąbania korzeni, mogłaby runąć i zniszczyć prowadzone roboty. Akcja usunięcia wierzby musi być prowadzona nader ostrożnie, aby ciężkie konary i pień nie uszkodziły bardzo lichego mostu drewnianego”.
Półtora miesiąca później „Gazeta Pabjanicka” informowała, że koszty budowy mostu mają pokryć po połowie kasa Pabianic i Skarb Państwa. Pisano również, że: „Most ma być skonstruowany według najnowszych wymagań techniki. Budowa będzie oddana drogą przetargu przedsiębiorstwu prywatnemu. W ten sposób miasto uwolni się od starego mostu, przypominającego czasy średniowieczne, który wymagał ciągłych reperacji, a podczas większych wylewów groził zawsze runięciem i katastrofą”.
Martwiono się jedynie, czy po skierowania wozów konnych i samochodów bocznymi ulicami miasta, wytrzyma słaby most na Grobelnej.
Z nożem po moście
Jeszcze sto lat temu most na Dobrzynce był polem walk bratobójczych. Prasa opisywała to tak: „Rzeka, nad którą leżą Pabianice, podzieliła miasto nasze na dwie dzielnice: staromiejską i nowomiejską. Naturalny ten podział był święcie zachowany przez długi okres, przez mieszkańców obu dzielnic. Powoli, w miarę podnoszenia się kultury, granice te poczęły się zacierać, aczkolwiek i obecnie jeszcze w niektórych dziedzinach życia widzimy przejawy dawnych antagonizmów. Wspomnimy choćby o antagonizmie między opryszkami z lewego i prawego brzegu Dobrzynki. Zwolennicy noża i innych śmiercionośnych narzędzi wypowiadają sobie często walkę dzielnicową, która ma zadecydować o hegemonii w Pabianicach. Terenem harców jest najczęściej most na Dobrzynce na ulicy Zamkowej. W miarę rozwijania się akcji bojowej walka przesuwa się najczęściej na ulice Narutowicza, Moniuszki i Krótką. Świadczy to niezbicie o przewadze sił dzielnicy prawobrzeżnej”.
Kto obłowi się na moście?
Budowę solidnego mostu na Dobrzynce rozpoczęto w pierwszych dniach września 1926 roku. „Obecnie potłuczono niezbędną ilość kamieni i zwozi się inne materiały, niezbędne do budowy” – donosiła „Gazeta Pabjanicka”. Zanim to się stało, władze miasta rozpisały konkurs dla wykonawców robót. Do rywalizacji o około 30 tysięcy złotych stanęły cztery firmy budowlane, w tym jedna tutejsza. Kwota przeznaczona na budowę mostu była duża, zważywszy, że w owych czasach przeciętna pensja wynosiła 150 zł, a nienajgorszy automobil kosztował 4-6 tysięcy zł.
Firma budowlana Ropp i Chmielewski z Ostrowa Wielkopolskiego była gotowa zbudować most w sześć tygodni za cenę 30.846 zł. Nieco drożej, bo 31.813 zł wycenił roboty swej firmy inżynier A. Szcześniak z Łodzi, który na zbudowanie mostu potrzebował także sześciu tygodni. Najdroższa była oferta Fabryki Budowy Mostów na Pelcowiźnie. Firma ta złożyła kosztorys opiewający na 32.662 zł, obiecując most za dziesięć tygodni.
Najtaniej pieniędzy chciał pabianicki przedsiębiorca Edward Hans (budowniczy m.in. szkół na Starym Mieście i Nowym Mieście).
Za 28.741 zł Hans obiecywał postawić most w zaledwie cztery tygodnie. Magistrat Pabianic wybrał firmę Hansa. „Przetarg zatwierdzony został przez Urząd Wojewódzki. A więc za miesiąc będziemy posiadali w Pabianicach piękny, trwały most na Dobrzynce” – cieszyła się „Gazeta Pabjanicka” z 5 września 1926 roku.
Na czas robót ulica Zamkowa przy zamku została zamknięta. Furmanki, dorożki i samochody skierowano na ulice Lipową i Grobelną, gdzie cherlawy most podparto kilkoma drewnianymi stemplami. Konstrukcja zgrzytała, drżała, ale jakoś dawała radę. Tymczasowa przeprawa przez Dobrzynkę „odznacza się ciasnotą i zgiełkiem” – narzekała prasa.
Fuszerka Hansa?
Na obu brzegach Dobrzynki ulica Zamkowa została rozkopana, furmankami zwożono kamienie. „Podmurówki ukończono dość szybko” – pisała „Gazeta Pabjanicka” z 24 października 1926 roku. „Nagle jednak roboty stanęły i nie posuwają się naprzód już od dłuższego czasu. Termin wykończenia mostu mija, a tu do końca budowy jeszcze daleko. Okazuje się, że przedsiębiorstwo budowlane Hansa rozpoczęło roboty, nie mając pewności czy w kraju dostanie odpowiedniej grubości podkłady żelazne i czy w przeciągu miesiąca firmy nasze dostarczą potrzebny materiał. Teraz dopiero przedsiębiorstwo dowiedziało się, że przesyłka szyn nie jest zbyt łatwa, że szyny takie trzeba specjalnie obstalować – słowem, że nie jest łatwo wykończyć most w miesiąc. Więc roboty stoją”.
Rósł niepokój o nowy most, rosło tez rozdrażnienie mieszkańców.
„Wozy konne duszą się w ciasnych kiszkach ulicy Lipowej, przechodnie grzęzną po kostki w błocie w centrum miasta, ludzie narzekają” – narzekała też prasa. „Szczególnie ciasno się robi na ulicy Lipowej wieczorami, gdy przez nasze miasto przeciągają frachty ze Zduńskiej Woli do Łodzi. W ubiegłym tygodniu na ulicy Lipowej uczynił się taki zator, że wóz spółdzielni Związkowiec trzeba było uruchamiać z pomocą gromady ludzi, którzy przy okazji ściągnęli z wozu skrzynkę papierosów wartości 170 zł, krzywdząc spółdzielnię robotniczą. Czy to wszystko jest potrzebne?
Hans w opałach
Winę za opóźnienia przy budowie mostu przedsiębiorca Edward Hans zwalił na Skarb Państwa. Tłumaczył, że terminu czterech tygodni by dotrzymał, gdyby nie państwowi urzędnicy. To oni zabronili Hansowi kupować stalowe belki z niemieckiej huty na Górnym Śląsku, a polskie huty takich belek nie robiły. Z tego powodu przęsła mostu wciąż nie było.
Rozgoryczony budowniczy poprosił Magistrat Pabianic o zgodę na prowizorkę.
Z drewnianych belek i desek grubości 10 centymetrów Hans chciał sklecić most tymczasowy – na kilka miesięcy. „W roku bieżącym most będzie pokryty drewnem , gdyż betonowanie go było niemożliwe, a w roku przyszłym, wiosną most zostanie wykończony i to w rozmiarze o wiele większym, bo obejmie i most tramwajowy. Umożliwi to szybkie otwarcie ruchu kołowego na ul. Zamkowej” – w listopadzie 1926 roku zgodził się wiceprezydent Pabianic Konrad Skowroński.
Robota szła jak krew z nosa. Dopiero wiosną 1927 roku ze Śląska zwieziono do Pabianic stalowe belki mostu. Jednak prac budowlane ciągnęły się kolejnymi miesiącami i długo jeszcze po nowym moście nie przejechał pierwszy automobil i pierwszy tramwaj.
Roman Kubiak
----------------------------
(fragment książki o dziejach Pabianic - cdn.)
Komentarze do artykułu: Jak to z mostem na Dobrzynce było HISTORIA
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy