Dentysta Izaak Szapocznik zawsze w lipcu wybierał się z rodziną na zasłużony urlop. Swój gabinet przy ul. Warszawskiej 29, na drzwiach którego wisiał napis: „Urzędnikom państwowym i robotnikom znaczne ustępstwo”, zazwyczaj zamykał na cały miesiąc. Ale pacjenci skarżyli się, że nie mają gdzie pójść po ulgę, gdy bolą ich zęby. Szapocznik poszukiwał więc zastępcy – dyplomowanego dentysty. Znajomy lekarz polecił mu 25-letniego Jana Szwarca z Krakowa, który ponoć dlatego przyjechał do Pabianic, gdyż zakochał się w tutejszej pannie.
Nazajutrz Szwarc przyszedł do mieszkania Izaaka Szapocznikowa, przynosząc świadectwa medyczne. Wynikało z nich, że jest dyplomowanym ekarzem dentystą i z powodzeniem pracował w kilku renomowanych gabinetach - poznańskich i krakowskich. Zachwycony Szapocznik od razu przyjął Szwarca do pracy, dał mu klucze do swego gabinetu i spokojnie wyjechał na urlop.
Doktor Szwarc natychmiast wziął się do pracy. Miał mnóstwo pacjentów z bolącymi zębami. Inkasował spore honoraria, lecz nie wpisywał ich do księgi przychodów. Pieniądze lądowały w jego kieszeni. Za zamówione złote mostki i koronki dentystyczne Szwarc brał należność „z góry”, lecz robót nie wykonywał. Pacjentom opowiadał, że doktor Szapocznik nieprędko wróci do gabinetu, gdyż wyjechał urlopować aż na Riwierze.
Po pracy młody dentysta biegł do narzeczonej. Gazeta „Echo” pisała, że wkrótce „pojął za żonę urodziwą i zamożną córkę pabianickiego obywatela, pana K., przedkładając w kancelarii parafialnej dokumenty opiewające na nazwisko Jana Szwarca”.
Wpadka młodego dentysty
Po miesiącu z urlopu wrócił Izaak Szapocznik. Doktor bardzo się zdenerwował, gdy przejrzał stan ksiąg finansowych i materiałów dentystycznych, jakie pozostawił swemu zastępcy. Brakowało kilkuset złotych.
Tymczasem do gabinetu Szapocznika masowo zgłaszali się pacjenci z pretensjami. Twierdzili, że młody zastępca dentysty wziął od nich pieniądze za zamówione koronki i mostki, lecz prac tych nie wykonał. Szapocznikow wezwał Szwarca. Zastępca przyznał, że wziął zaliczki od pacjentów i wydał je na ślub z weselem. Ale obiecał oddać co do grosza. Szwarc wystawił Szapocznikowi weksle na 263 zł. Szapocznikow zażądał, by na wekslach widniał także podpis zamożnej żony Szwarca.
Nazajutrz Szwarc przyniósł weksle z podpisem żony. Mimo to Szapocznik zwolnił go z pracy. O oszustwach Szwarca policji nie powiadomił. To był błąd.
Gdy nadeszły terminy płatności weksli, młodego dentysty już w Pabianicach nie było. Porzucona przez niego żona stwierdziła. że podpisów na wekslach nie składała - są sfałszowane. Mówiła prawdę. Jej świeżo poślubiony mąż zniknął z pieniędzmi teścia. Szwarca poszukiwali także pabianiccy kupcy, od których nabył „towary galanteryjne”, płacąc fałszywymi wekslami. Urząd śledczy rozesłał za oszustem listy gończe.
Niebawem nadeszły wieści z Lublina, gdzie oszust Jan Szwarc w podobny sposób złupił kilku sklepikarzy i lichwiarza. Tropy wiodły do rodzinnego miasta przestępcy - Lwowa.
To jest oszust Brosz!
We Lwowie Szwarc był znany pod nazwiskiem, pod jakim się tam urodził - Apolinary Brosz. Miał opinię wyjątkowo sprytnego krętacza, łgarza i kanciarza. Policja ustaliła, że Apolinary Brosz nie jest dentystą, a jedynie praktykował w gabinetach dentystycznych. Jak to robił? Dziennik „Echo” pisał: „Po kursie maturalnym we Lwowie Brosz wyjechał do Poznania, gdzie posługując się fałszywymi papierami oraz podrobionym indeksem, uczęszczał na wydział lekarski tamtejszego uniwersytetu.
Poza wykładami zdołał się wkręcać do laboratoriów. Dzięki wrodzonym zdolnościom i ujmującej powierzchowności maskował się doskonale, a powierzone mu prace wykonywał bez zarzutu. W Poznaniu występował on pod przybranym nieprawnie nazwiskiem Jana Tadeusza Szwarca, należącym do jego kolegi z czasów lwowskich.
Pewnego dnia zniknął nagle z Poznania i wyjechał do Łodzi., gdzie wszedł w bliższe stosunki z zamożną właścicielką zakładu krawieckiego, którą następnie poślubił. Przehulawszy pieniądze żony, Brosz wyjechał do Kielc, gdzie do spółki z technikiem dentystycznym Gingoldem otworzył laboratorium dentystyczne. Wykiwawszy wspólnika i nazaciągawszy długów, wyjechał do Sosnowca, gdzie uzyskał posadę dentysty w Kasie Chorych”. Oszukiwał też w Warszawie i Krakowie. Stamtąd przywędrował do Pabianic.
Brosza (Szwarca) aresztowano we Lwowie i przekazano łódzkim władzom sądowym.
Wezwany na proces dentysta Izaak Szapocznik z Pabianic w pierwszej chwili nie poznał oszusta siedzącego w ławie oskarżonych. Powód? Z bruneta Brosz (Szwarc) stał się blondynem.
Niebawem „Dziennik Łódzki” pisał: „Sąd uznał winnym Apolinarego Brosza vel Szwarca zarzucanych mu przestępstw i skazał go za przywłaszczenie sum u Sapocznika na 6 miesięcy więzienia, za sfałszowanie dokumentów na jeden rok i 6 miesięcy więzienia oraz za wręczanie fałszywych weksli na 1 rok i 6 miesięcy więzienia. Za pobranie towarów galanteryjnych od kupców pabianickich, płacąc fałszywymi wekslami, kara została wymierzona na 2 lata”. W więzieniu lwowski oszust leczył zęby skazanym i… strażnikom.
Śmierć dentysty
Dentysta Izaak Szapocznik zmarł sześć lat później. Odszedł nagle. Opisał to dziennik „Echo” z listopada 1935 r.: „Do piwiarni Dąbrowskiego w Pabianicach przy ul. Fabrycznej przybył jakiś osobnik wyznania mojżeszowego, który usiadł przy stoliku i zażądał piwa. Podczas picia nagle kufel wypadł z rąk pijącego, a dziwny gość zwalił się ciężko na posadzkę piwiarni. Nie dającego żadnego znaku życia osobnika przeniesiono na stół bilardowy i zaalarmowano lekarza, który po przybyciu stwierdził już tylko zgon. Jak się okazało był to 55-letni Izaak Szapocznik, zamieszkały przy ul. Zamkowej 24, z zawodu dentysta. Zwłoki zabezpieczono do czasu przybycia komisji sądowo - lekarskiej, pozostawiając je na bilardzie w piwiarni”.
(artykuł z cotygodniowej strony historycznej w papierowym "Życiu Pabianic")
Komentarze do artykułu: Był tu kanciarz ze Lwowa
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy