Ku końcowi zmierza proces lustracyjny prezydenta Zbigniewa Dychty. Przesłuchano już wszystkich świadków. Dziś sąd wysłuchał biegłego - doktora Filipa Musiała, historyka z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Jest on absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Napisał pracę habilitacyjną pt. Teoria pracy operacyjnej służb bezpieczeństwa.
Sąd odebrał od Musiała przyrzeczenie, a następnie przez godzinę wypytywał. Biegły definiował pojęcia: kontakt służbowy, kontakt operacyjny, tajny współpracownik. Z wypowiedzi doktora Musiała wynika, że 99 procent osób, która zajmowały kierownicze stanowiska, "współpracowały z organami państwa". O ile współpracą można nazwać przyjmowanie funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i odpowiadanie na zadawane przez nich pytania, na przykład o nastroje w szkole.
- Nie znam przypadku, by jakikolwiek dyrektor dużej jednostki odmówił kontaktu z funkcjonariuszem SB - stwierdził biegły. – Odmowa mogła skutkować utratą stanowiska.
– Co powinien zrobić dyrektor szkoły w takiej sytuacji? - zapytał adwokat Wojciech Woźniacki, pełnomocnik Zbigniewa Dychty:
– To nie moja rola – odparł biegły.
Po 10-minutowej przerwie sąd przerwał rozprawę. Teraz pełnomocnik Dychty ma sześć dni na zastanawianie się i zgłoszenie wniosków. Rozprawa ma być wznowiona 29 lutego o 13.00.