Od dwóch tygodni pabianiczanin próbuje udowodnić, że nie jest dłużnikiem. Komornik chciał zlicytować należący do niego hektar ziemi, 100-metrowy stary dom i nawet psią budę. Pan Ryszard od razu wysłał wyjaśniające pismo do komornika, a na drugi dzień stawił się osobiście, ale niczego konkretnego w kancelarii komorniczej się nie dowiedział.
 
- Po tygodniu komornik przysłał pismo i zaproponował spotkanie. Tata znów musiał wziąć wolne z pracy. Chociaż widzieliśmy, że komornik jest w kancelarii, to rozmawiał z nami aplikant komorniczy – mówi Marcin Chmielewski, syn poszkodowanego. - Dalej brnął w tłumaczenie, że skoro imię i nazwisko oraz imiona rodziców się zgadzały, to już wystarczało. Dowiedzieliśmy się, że "w momencie wszczęcia postępowania egzekucyjnego nie jest rolą komornika sprawdzanie danych".
 
Tylko przez przypadek pan Ryszard dowiedział się o planowanej licytacji jego działki.
 
- Gdyby to była typowa działka letniskowa, na przykład w Ldzaniu albo nad morzem i pojechalibyśmy w marcu na otwarcie sezonu, to może byśmy się wtedy dowiedzieli, że jest już nowy właściciel - mówi Chmielewski.
 
Komornik pomylił dłużnika z uczciwym mieszkańcem Pabianic, który nie ma nawet kredytów. Jeszcze nie ma finału sprawy. Dlaczego? - przeczytasz w papierowym wydaniu Życia Pabianic