Z resztek pasmanterii, papierków po cukierkach i papierosach, zdjęć wydartych z kolorowych tygodników i pism dla leśników (Goniec Polski) powstają bajecznie kolorowe ozdoby na choinki.
– To bardzo pracochłonna i precyzyjna robota – opowiada ich twórczyni, Grażyna Powalisz. – Trzeba być delikatnym, bo materia jest krucha. Wystarczy jeden nieostrożny ruch i szkło, na które naklejam te cudeńka, pęka.
Unikalne ozdoby choinkowe Grażyny Powalisz, leśniczyny z Rydzyn, można będzie zobaczyć na wystawie w Warszawie. Wystawa nazywa się Przetwory.
– To dlatego, że pokazywane tam przedmioty są zrobione z wykorzystaniem surowców wtórnych – tłumaczy plastyczka. – Są choćby krzesła i fotele z plastikowych butelek po napojach.
Aby dostać certyfikat na wystawianie w Przetworach, trzeba zdobyć uznanie komisji artystycznej. Grażyna Powalisz je ma. W tym roku pierwszy raz pokaże swoje wyroby: choinki i bombki.
– Nie wiem, jak dowiozę do Warszawy tak kruchy towar?! – martwi się leśniczy Aleksander Powalisz, mąż plastyczki.
Przetwory z leśniczówki powstają z darów lasu: mchu, zasuszonych roślin, grzybków, żołędzi, borówek, kwiatków. Z nich Grażyna Powalisz stworzyła małą choinkę.
Z bombkami było trudniej. Szklane kule plastyczce udało się kupić u wytwórcy. Ozdobiła je metodą dekupażu: oklejała wstążeczkami, bibułką od papierosów( palaczem jest mąż), sreberkami po czekoladkach.
– Kiedy żona pracuje, siada tyłem do telewizora, a wtedy nie ma jej dla świata – śmieje się Aleksander Powalisz.
Najbardziej pracochłonna była kolekcja bombek zdobiona postaciami z bajek.
– Najpierw trzeba wyszukać zdjęcia, potem podrzeć je na maleńkie kawałki i precyzyjnie nakleić na kulę – opowiada pani Grażyna. – Tak powstała bombka z Czerwonym Kapturkiem.
Dlaczego plastyczka drze fotografie? Bo prosty kawałek papieru nie da się nakleić na kulę.
– Potem trzeba uzupełnić braki farbami i wszystko kilkakrotnie polakierować – dodaje plastyczka. – Tak oklejona bombka jest bardzo trwała.
 


Dekupaż (decoupage) – technika zdobienia przedmiotów, która przywędrowała z Chin. Uprawiały ją w XIX wieku francuskie szlachcianki, a nawet królowa Maria Antonina. Nazwa wzięła się od francuskiego czasownika „decouper" (wycinać).